por. weteran Leszek Zabłocki ps. Jola – Nie sposób zapomnieć

Por. weteran Leszek Zabłocki ps. Jola opowiadał o swoich losach podczas spotkania 1 sierpnia 2017 r. po uroczystościach obchodów 73. rocznicy Powstania Warszawskiego w Muzeum Więzienia Pawiak. Pierwszą część opisu jego przeżyć znajdziecie pod linkiem Spotkanie z bohaterem. 17 stycznia 1943 r. osiemnastoletni Leszek Zabłocki i jego dwaj młodsi koledzy zostali wywiezieni transportem z Pawiaka do obozu koncentracyjnego na Majdanku. Oto jak potoczyły się ich dalsze losy.

Poniższy tekst zawiera drastyczne opisy. Osoby niepełnoletnie mogą się z nimi zapoznać jedynie za zgodą rodziców lub opiekunów.

 

Leszek Zabłocki

 

MAJDANEK

Leszek Zabłocki wraz z kolegami zostali przewiezieni na Majdanek, gdzie Zabłocki przebywał 15 miesięcy.

Majdanek, 1944 r.

Niemiecki obóz koncentracyjny w Lublinie powstał na mocy decyzji Heinricha Himmlera, funkcjonował od października 1941 r. do lipca 1944 r. Obóz nosił początkowo nazwę Kriegsgefangenenlager der Waffen SS Lublin – obóz dla jeńców wojennych, w lutym 1943 roku został przemianowany na Konzentrationslager Lublin – obóz koncentracyjny. Potoczna nazwa „Majdanek” pochodzi od dzielnicy Lublina (Majdan Tatarski) i powstała pośród mieszkańców Generalnego Gubernatorstwa. Pierwotne zamierzenia dotyczące wielkości obozu kilkakrotnie modyfikowano, każdorazowo zwiększając jego rozmiary i planowaną liczbę więźniów. Generalny plan budowy Majdanka, zatwierdzony 23 marca 1942 r., zakładał urządzenie obozu dla 150 000 więźniów i jeńców. Tym samym KL Lublin miał się stać największym obozem w okupowanej Europie. Jednak trudności gospodarcze i niepowodzenia na froncie wschodnim nie pozwoliły na pełną realizację tych planów. Jeńcy mieli stanowić darmową siłę roboczą dla realizacji planów rozbudowy III Rzeszy.

Początkowo osadzano tu jedynie mężczyzn, w tym od stycznia 1943 r. polskich więźniów politycznych. Obóz był również wykorzystywany jako obóz karno-przejściowy dla polskiej ludności wiejskiej. Od października 1942 r. na jednym z pól zaczął funkcjonować obóz dla kobiet. Chociaż nigdy nie zrealizowano projektu utworzenia na Majdanku pola dziecięcego dla „bezwartościowych pod względem rasowym jednostek płci męskiej i żeńskiej” (Himmler), w KL Lublin przebywały także dzieci żydowskie, białoruskie i polskie; od maja 1943 r. istniał tam również lazaret dla sowieckich inwalidów wojennych. Majdanek posiadał kilka podobozów. Więźniowie pochodzili prawie z 30 państw. Dominowali obywatele Polski, Związku Radzieckiego oraz Czechosłowacji.[1]

W sierpniu 1942 roku została rozpoczęta budowa komór gazowych, ukończona w październiku 1942. W sumie istniało 5 komór działających na gaz wpuszczany z butli bądź przewidzianych na zastosowanie granulek cyklonu B. W przeciwieństwie do Auschwitz, na Majdanku komory były umiejscowione nie koło krematoriów, a koło łaźni, co utrudniało transport ciał, lecz nie powodowało paniki wśród osób prowadzonych na zagazowanie.[2]

 

WARUNKI NA MAJDANKU

Majdanek uchodził za jeden z najbardziej prymitywnych obozów, w którym panowały katastrofalne warunki bytowe. Drewniane baraki, zwłaszcza typu stajennego, nie chroniły więźniów przed warunkami atmosferycznymi. Zimą do baraków wstawiano dwa niewielkie piecyki, które nie były w stanie ogrzać tak dużych i nieszczelnych pomieszczeń. Jeszcze na początku 1943 r. więźniów umieszczano w niewykończonych barakach bez szyb w oknach i podstawowych sprzętów. Zanim zamontowano prycze oraz wydano sienniki, osadzeni spali na podłodze. W baraku przeznaczonym na 150–250 osób zwykle umieszczano znacznie więcej ludzi. W okresie największego przepełnienia obozu ich liczba dochodziła do 1000 osób.

Baraki pozbawione były kanalizacji. Do wiosny 1943 r. nie posiadały żadnych urządzeń sanitarnych. Brak wody uniemożliwiał zachowanie higieny. Więźniom nie wolno było posiadać żadnych środków czystości. Brakowało instalacji sanitarnych. W ciągu dnia rolę latryny spełniały doły kloaczne, pozbawione jakiejkolwiek osłony. W nocy, ponieważ nie wolno było opuszczać baraków, potrzeby fizjologiczne załatwiano do dużych drewnianych pojemników. Były one z reguły przepełnione i wydzielały straszliwy fetor, co było tym bardziej dotkliwe, że okna pozostawały zamknięte nawet w czasie upałów. Utrapieniem dla więźniów była także plaga insektów roznoszących zarazki.[3]

Leszek Zabłocki wspomina: Warunki higieniczne na Majdanku były fatalne. Wszy chodziły po nas stadami. Wieczorami kładliśmy zawszoną koszulę na rurze od „kozy”, żeby się przypaliły. Nie tylko wszy, ale i pcheł była taka masa, że człowiek nie mógł zasnąć. Jak się podniosło nogę, żeby w ćmiącym świetle wybić skaczące po niej pchły, a potem postawiło ją na podłodze, to po chwili znów była czarna od insektów. Nie brakowało też innego robactwa, ale najgorsze jednak były te wszy, które dostawało się wraz z nową bielizną po kąpieli w łaźni.[4]

 

KOMANDO

Na Majdanku zajmowałem się różnymi rzeczami – byłem kamieniarzem, brukowałem ulice, robiłem konewki z blachy, wykonywałem prace ogrodnicze. Ponieważ znałem niemiecki, zostałem pisarzem blokowym. Ale jak coś nie pasowało przełożonym, to były i karne ćwiczenia: padnij-powstań, skakanie ze stołkiem w ręku czy po prostu lanie – mogłem dostać jak każdy więzień.[5]

 

ZŁOTE ZĘBY

Wskutek złego traktowania nas, złego odżywiania, mnóstwo ludzi umierało. Zwłoki były palone w krematorium, ale przedtem dokładnie oglądane, sprawdzane. Wyciągano złote zęby, szukano jakichś kosztowności nie tylko w jamie ustnej, ale i we wszystkich zakamarkach ciała. Bywało, że w popiele ze spalonych ciał, który służył jako nawóz do obozowego ogrodu, znajdowano złote zęby.[6]

Relacja świadka Tadeusza Czajki:

 

NIE SPOSÓB ZAPOMNIEĆ

Nie sposób zapomnieć wielu innych drastycznych sytuacji, na przykład tak zwanej selekcji. Przeprowadzano ją co pewien czas w komandzie, w którym pracowałem. Rano, zanim wyruszyliśmy do pracy, zjawiał się esesman, lekarz obozowy oraz kapo i każdego więźnia oglądano, czy nadaje się do roboty, czy nie. Jeśli był cherlawy, słaby, zapisywano jego numer i wywożono do komór gazowych. Ja miałem wówczas 19 lat i jak każdy robiłem z siebie takiego silnego, żeby mnie, broń Boże, nie zlikwidowano. Selekcja to też jest coś, co odbywało się chyba tylko w obozach niemieckich.[7]

 

AKTION ERNTEFEST – DOŻYNKI – KRWAWA ŚRODA

Masowe groby po Aktion Erntefest na Majdanku

[Dożynki to] kryptonim akcji wymordowania Żydów z obozów w Trawnikach, Poniatowej i na Majdanku, przeprowadzonej w ciągu kilku dni po 3 XI 1943, będącej ostatnim etapem Akcji Reinhard. Aby uniknąć aktów oporu, przeprowadzono ją bardzo szybko, jednocześnie we wszystkich trzech obozach. Ogółem zamordowano wówczas ponad 40 tys. Żydów.[8]

Leszek Zabłocki był niemym świadkiem tej tragedii. 3 listopada 1943 roku rozstrzelano na Majdanku tysiące ludzi – kobiety, mężczyzn, dzieci, starców… Najpierw utworzono komanda, które kopały rowy. Rzekomo przeciwlotnicze (wiadomo było, że zbliża się armia rosyjska, mogły być naloty, więc rowy kopać trzeba). Prace trwały około dwóch tygodni. Potem zatrzymano nas wszystkich na placach apelowych i padł rozkaz: „Wszyscy Żydzi wystąp!” Przepędzono ich w pobliże tych rowów, kazano rozebrać się do naga, a potem wchodzić do środka i kłaść się na dnie. Wzdłuż rowów przechodzili esesmani i strzelali z karabinów maszynowych. A żeby nie było słychać strzałów, na słupach zawieszono głośniki i grała muzyka. Nas, nie-Żydów, zamknięto w barakach. Ale i tak słyszeliśmy strzały. Od tych, którzy byli zatrudnieni bliżej urządzeń esesmańskich, dowiedzieliśmy się, że tego dnia zginęło 18 tysięcy ludzi. Niemcy byli skrupulatni i nie zostawiali śladów. Tych 18 tysięcy spalono później na stosach, bo krematorium nie było w stanie odpowiednio szybko zlikwidować takiej masy zwłok. Kto wykonywał tę całą robotę? Esesmani, gotowi zabijać więźniów, byleby ich nie wysłano na front. Zwłaszcza wschodni, którego bali się jak ognia.[9]

 

STATYSTYKI

Od pierwszych chwil pobytu w obozie więźniom nieodłącznie towarzyszyły głód, strach, katorżnicza praca i choroby. Za wszelkie rzeczywiste czy wyimaginowane przewinienia spadały na nich dotkliwe kary i szykany. Życie więźnia było nieustannie zagrożone. Więźniowie umierali w następstwie tragicznych warunków bytowych, ginęli w egzekucjach, mordowano ich w komorach gazowych. Spośród prawdopodobnie 150 tysięcy więźniów, którzy przeszli przez Majdanek, według najnowszych ustaleń życie straciło blisko 80 tysięcy osób, w tym około 60 tysięcy Żydów. Dla zatarcia śladów zbrodni zwłoki pomordowanych i zmarłych palono na stosach spaleniskowych i w krematorium.[10]

 

WYZWOLENIE

Tragiczna historia lubelskiego obozu koncentracyjnego dobiegła końca 23 lipca 1944 r., po wkroczeniu do Lublina Armii Czerwonej. Wkrótce na terenie Majdanka zorganizowano obóz NKWD dla aresztowanych członków polskiego Państwa Podziemnego. W barakach byłego obozu przetrzymywano także przez pewien czas wziętych do niewoli żołnierzy niemieckich.[11]

 

 

GROSS-ROSEN

Leszek Zabłocki z Majdanka trafił do KL Gross-Rosen, niemieckiego obozu koncentracyjnego, który istniał w latach 1940-1945 nieopodal wsi Rogoźnica. Więźniowie byli wykorzystywani przy wydobywaniu granitu z pobliskiego kamieniołomu. Jesienią 1943 roku został założony na terenie Groß-Rosen tzw. wychowawczy obóz pracy, jako placówka wrocławskiego Gestapo. Byli doń kierowani głównie ludzie młodzi, za rozmaite przewinienia, dla reedukacji przez pracę.[12]

Brama obozu koncentracyjnego Gross-Rosen

 

KOMANDO

W Gross-Rosen przesiedziałem dziesięć miesięcy. Miałem szczęście, że nie trafiłem do kamieniołomów, tylko pracowałem pod dachem. Segregowaliśmy materiały plastikowe, z których później pleciono sznury.[13]

 

WARUNKI W GROSS-ROSEN

W Gross-Rosen było inaczej, to był obóz zagospodarowany, było znacznie czyściej. Codziennie odbywało się sprawdzanie koszul. Jeśli znaleziono wszy, dostawało się dwadzieścia pięć batów na gołą pupę. Te pejcze były robione z pasków skórzanych zszytych ze sobą, z takimi kantami. Jak cię mocno uderzył w tyłek, to przecinał skórę. Warunki bytowania, jeśli chodzi o sprawy higieniczne, były lepsze, ale tam było inne niebezpieczeństwo. Tam były te nieszczęsne kamieniołomy, które są czynne dotychczas. One powodowały, że w całym obozie unosił się pył od wybuchów. Trzeba się było strasznie bronić przed chorobami oczu. Najlepiej było starać się mieć własny ręcznik, żeby nikt inny się nim nie wycierał. Starałem się chronić przed tym przez długi czas, ale jednak w grudniu 1944 r. zachorowałem na zapalenie oczu. Dobrze, że najpierw na jedno oko, a później na drugie, bo było tak, że jak się rano budziłem, to nie mogłem otworzyć oka, tylko musiałem je sobie rozdzierać dwoma rękami, bo sklejała je ropa. No, ale jakoś tam mi przeszło, z tym, że ślady mam dotychczas, nigdy tego do końca nie wyleczyłem. Radzili mi: „Tylko, broń Boże, nie zgłaszaj do żadnego szpitala, do żadnego rewiru, bo tam są konowały, którzy cię pozbawią wzroku.” Byłem młody, silny, tak że przetrwałem, ale po wyjściu nadal odczuwałem, do końca tego nie wyleczyłem, teraz mam takie historie, że ciągle sobie muszę w te oczy zakrapiać.[14]

 

KARY ZA PRÓBĘ UCIECZKI

Wiadomo też, jakie były skutki ucieczki z obozu. Gdy znalazłem się w Gross-Rosen, zapamiętałem ucieczkę pewnego Rosjanina, który z głodu zakradł się do jakiegoś śląskiego gospodarstwa. Tam go chłopi zabili widłami i przewieźli z powrotem do obozu. Zwłoki zostały na placu obozowym powieszone z tabliczką: Ich bin wieder da (Jestem z powrotem), a więźniowie po wieczornym apelu musieli przedefilować przed nimi, aby dokładnie zobaczyć, jaki los ich czeka, jeśli spróbują wydostać się z obozu. O takim poniewieraniu zwłok poza obozami niemieckimi także nie słyszałem.[15]

 

WYZWOLENIE

Obóz funkcjonował do końca, a liczbę osób, które przez niego przeszły szacuje się na ponad 120 000. W 1944 r. KL Gross-Rosen stanął na czele potężnego imperium podobozów, na które składało się ponad sto placówek bardzo zróżnicowanych pod względem pełnionej funkcji. W tym okresie również Gross-Rosen było miejscem przerzutu dziesiątek tysięcy więźniów z obozów ewakuowanych na wschodzie, przy zbliżającym się froncie. Marsz śmierci wyruszył z Gross-Rosen w lutym 1945 r,, obóz został wyzwolony przez Armię Czerwoną 14 lutego 1945 r.[16]

 

 

 

Pod koniec wojny ewakuowano nas do Leitmeritz – komando obozu koncentracyjnego Flossenbürg (Leitmeritz/Litomierzyce w północnych Czechach). Tam była budowa niemieckiej podziemnej fabryki zbrojeniowej. Wieziono nas w otwartych wagonach towarowych, dzięki Bogu, że nie pędzono pieszo, jak wielu innych. Pilnowało nas trzech esesmanów. Zajmowali jedną czwartą wagonu, a my tłoczyliśmy się na pozostałej przestrzeni. Przez Drezno przejeżdżaliśmy na dwa dni przed nalotem alianckim, który zniszczył miasto. W sadzawkach miejskich woda się tam gotowała od bomb zapalających. Drezno zostało zrównane z ziemią. Gdybyśmy jechali dwa dni później, byłoby po nas.[17] Transportem był tak liczny, że więźniowie mogli siadać jedynie na zmianę. Wielu z nich nie wytrzymało warunków transportu i głodu, zmarli jeszcze przed przybyciem do obozu. Nigdy nie wiedziałeś, kiedy osunie się na ciebie któreś z ciał osoby, z którą jeszcze przed chwilą rozmawiałeś – powiedział Leszek Zabłocki w czasie naszej wspólnej podróży samochodem.

Niemiecki obóz koncentracyjny założony w maju 1938. Funkcjonował do kwietnia 1945. Flossenbürg wybrano na miejsce obozu ze względu na występujące pod miastem złoża granitu. Obóz początkowo składał się z szesnastu drewnianych baraków więźniarskich, kuchni, rewiru itd. Obóz posiadał swoje własne krematorium, tuż koło placu egzekucji.[18]

 

KOMANDO

W Leitmeritz też nie trafiłem do kopalni, tylko pracowałem przy budowie domów. Wznosiliśmy także różne obiekty na terenie obozu, bodajże administracyjne, a kilka razy wożono mnie do budowy rowów przeciwczołgowych. W Leitmeritz byłem cztery miesiące, do 8 maja 1945 roku. Pamiętam w marcu i kwietniu codzienne naloty o godzinie 11. Na dźwięk alarmu przerywaliśmy robotę, opieraliśmy deskę o ścianę, kładliśmy się na niej i liczyliśmy punkty na niebie. Powyżej setki traciliśmy rachubę. Ale mieliśmy szczęście, że te alianckie samoloty zrzucały bomby nie na fabrykę w budowie, gdzie pracowaliśmy. Później niedaleko widziałem skutki tych nalotów – lokomotywa przerzucona przez budynek stacyjny dawała wyobrażenie o mocy bomb, jakie tam zrzucano.[19]

 

Leszek Zabłocki
Witraż w Muzeum Gross-Rosen w Rogoźnicy

 

WYZWOLENIE

20 kwietnia SS zarządziła ewakuację obozu Marszami Śmierci. 22 tys. więźniów wymaszerowało w kierunku KL Dachau. Przynajmniej 7 tys. zginęło przed dotarciem do tego obozu. Flossenbürg został wyzwolony 23 kwietnia 1945 r. przez wojsko amerykańskie. Wówczas w obozie przebywało ok. 1600 najbardziej wycieńczonych więźniów.[20]

Okazało się, że zniknęli ci esesmani pilnujący nas. Uciekli, bo się strasznie bali Rosjan. Przeszliśmy do protektoratu Czech i Moraw, a Czesi już tam byli, wywiesili flagi alianckie i nas przyjmowali świeżym posiłkiem. I tak się skończył mój pobyt w obozie.[21]

W sumie w niemieckich więzieniach i obozach koncentracyjnych przesiedziałem prawie trzy lata, więc dobrze wiem, jak wyglądało niemieckie ludobójstwo, prowadzone na niespotykaną nigdzie przemysłową skalę, z wykorzystaniem nowoczesnej organizacji i techniki.[22]

 

 

POWRÓT DO WARSZAWY

Do Polski jechałem okrężną drogą przez Budapeszt. Do Warszawy wróciłem w lipcu 1945 r. Pierwsze, co zobaczyłem na dworcu, jak przyjechałem, to wielki afisz, że jak wyjdziesz z lasu i oddasz broń, to cię obejmie amnestia, więc ja na wszelki wypadek z lasu nie wychodziłem, broni nie oddawałem, czyli się nie ujawniałem.[23]

Wiedziałem, że Warszawa jest zburzona, nie miałem pewności, czy stoi nasz dom przy Krechowieckiej na Żoliborzu. Przyjechałem do „Krywojty” na Lipową, gdzie zastałem całą moją rodzinę. Było to 1 lipca 1945 roku. Kiedy stryj Henryk odwiózł mnie do Warszawy, okazało się, że drugiego piętra domu nie ma, a i pierwsze jest częściowo zniszczone. Mój ojciec, Jan Eugeniusz Zabłocki, należał do Zarządu Spółdzielni Nauczycielskiej, która szybko dom odbudowała. Ze Spółdzielnią jeszcze bardziej związana była moja mama, Lucyna Jackowska, nauczycielka (odznaczona Brązowym Krzyżem Zasługi za organizowanie polskiej oświaty po I wojnie światowej).

9 sierpnia 1945 roku skończyłem 21 lat i musiałem się stawić przed wojskową komisją lekarską. W listopadzie dostałem wezwanie do wojska, co oznaczało zwalczanie band UPA w Bieszczadach. Ale wciąż czuwał nade mną Anioł Stróż, bo jak pokazałem papier, że uczęszczam na kurs maturalny, dali mi spokój. [24]

 

UDZIAŁ W POWSTANIU WARSZAWSKIM

Starałem się walczyć w takich sytuacjach, w jakich się znalazłem. To nie moja wina, że nie byłem w Warszawie w czasie Powstania. Ale jak zaczęły przychodzić do Gross-Rosen transporty młodych mężczyzn po Powstaniu Warszawskim, to ja stałem i patrzyłem, czy nie ma kogoś znajomego z moich kumpli z pracy konspiracyjnej – i dwóch wyłowiłem. Jednego mi się udało w obozie trochę dłużej przetrzymać, ponieważ ja tam byłem już zagospodarowany, wiedziałem, jak się poruszać, to trochę go dożywiałem przez ten czas nawet, a drugiego zauważyłem dopiero, jak szedł w transporcie do wywiezienia z obozu macierzystego na jakieś komando do pracy w którejś z fabryk na Śląsku i gdy oni tak szli w szeregu, to jeszcze zdążyłem mu wręczyć bochen chleba. No więc taki był mój udział w Powstaniu Warszawskim.[25]

 

ŻYCIE PO WOJNIE

Jak wróciłem do Warszawy, to mówiłem sobie: a teraz chciałbym być NORMALNYM CZŁOWIEKIEM – powiedział pan Zabłocki w czasie naszej wspólnej podróży. Udało się to zarówno Leszkowi Zabłockiemu, jak i jego dwóm kolegom, aresztowanym tamtej nocy.

Pytano mnie: „Jak to się stało, że ty żyjesz?”. „A ilu Niemców trafiło do niewoli rosyjskiej i wróciło?” – odpowiadałem pytaniem na pytanie. Po prostu Anioł Stróż nigdy mnie nie opuszczał… Z pewnością byłem odporny, fizycznie i psychicznie – odporność psychiczna jest bardzo ważna. Jest taka książka Haliny Birenbaum, mieszkającej w Izraelu, ale piszącej po polsku, pt. „Nadzieja umiera ostatnia”. Trzeba mieć przekonanie, że się przeżyje.[26]

 

lek. spec. neurolog JERZY GIERGIELEWICZ

Jerzy Giergielewicz z Pawiaka trafił na Majdanek, a następnie do Flossenbürg, Gross-Rosen i Neuengamme. Wielokrotnie skazywany był na śmierć. Został wyzwolony 12 kwietnia 1945 r. przez wojska alianckie. Ukończył studia medyczne o specjalizacji neurologicznej, był pracownikiem PAM i Szpitala Kolejowego w Szczecinie.

Autor wspomnień Nie każda łza (Wydawnictwo de Artsign, 2001) oraz Najkrótsza historia wojny i hitlerowskiej okupacji Polski 1939-1945 widziana oczami i opisana gehenną losu polskiego chłopca z warszawskiego Żoliborza (Okręgowa Izba Lekarska w Szczecinie, 2000).

Z zamiłowania fotograf krajoznawca, przyrodnik i archeolog, prelegent ds. dydaktyki Rezerwatu Ornitologicznego Świdwie, autor ok. 30 publikacji związanych z ochroną środowiska i Rezerwatu Świdwie, przez 20 lat zajmował się astrofotografią. Laureat wielu nagród za fotografikę artystyczną. Za wybitne osiągnięcia artystyczne i dydaktyczne w popularyzacji fotografii otrzymał m.in.: Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, medal Gloria Medicinae, Leonardo Da Vinci 21-go wieku, medal XXX-lecia Szczecińskiego Towarzystwa Fotograficznego, medal 150-lecia Fotografii, Tytuł Honorowego Fotografa Krajoznawcy Polski, Nagrodę Honorową im. F. Kremsera, Tytuł Członka Honorowego Związku Polskich Fotografików Przyrodniczych.

Zmarł 29 stycznia 2012 r. w Drzonkowie w województwie lubuskim i został pochowany na miejscowym cmentarzu.

 

prof. dr hab. med. ADAM NOWOSŁAWSKI

Adam Nowosławski z Pawiaka przetransportowany był na Majdanek, następnie był jeńcem w Ohrdruf, a na koniec trafił od KL Buchenwald, skąd został wyzwolony w kwietniu 1945 r. Studia odbył na Wydziale Lekarskim Akademii Medycznej w Warszawie w latach 1946-1951. Stopień doktora medycyny uzyskał w 1963 r., doktora habilitowanego w zakresie immunopatologii – w 1966 r. Tytuł profesora nadzwyczajnego otrzymał w 1973 r., a profesora zwyczajnego – w 1980 r. Twórca polskiej szkoły immunopatologii i członek rzeczywisty Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności.[27] Opublikował ponad 100 prac o tematyce medycznej.[28]

Zmarł w Warszawie 3 lutego 2012 r., jest pochowany na Starych Powązkach.

 

mgr LESZEK ZABŁOCKI

Leszek Zabłocki ukończył studia ekonomiczne w Szkole Głównej Handlowej, magisterium zrobił w Szkole Głównej Planowania i Statystyki. Pracował przez 50 lat w polskiej bankowości, za co został odznaczony Orderem Odrodzenia Polski (Polonia Restituta). Odznaczony również Krzyżem Oświęcimskim oraz Krzyżem Narodowego Czynu Zbrojnego. 20 września 2012 z okazji 70. rocznicy powstania Narodowych Sił Zbrojnych – drugiej pod względem liczebności formacji Wojska Polskiego w Polskim Państwie Podziemnym – uhonorowany został medalem Pro Patria. Przez 26 lat pracował w Narodowym Banku Polskim, od 1975 r. w Banku Handlowym, do 1994 na stanowisku dyrektora jednego z departamentów rozliczeń zagranicznych. W tym czasie sporo podróżował. Pracował do siedemdziesiątego roku życia, od 23 lat jest na emeryturze. Obecnie mieszka na warszawskiej Pradze i w miarę możliwości – ma 93 lata – nadal aktywnie uczestniczy w spotkaniach z młodzieżą oraz kolegami-weteranami. Imponuje sprawnością intelektualną i znajomością języka niemieckiego. Pamięta nazwy miast, przez które przejeżdżał w czasie transportów między obozami, a także nazwiska esesmanów.

 

Leszek Zabłocki
Leszek Zabłocki podczas spotkania z uczniami LII LO im. Władysława Stanisława Reymonta w Warszawie w ramach projektu „Poznaj bohatera”

 

LESZEK ZABŁOCKI: ABY PAMIĘĆ NIE ZGINĘŁA, A IDEE BYŁY KULTYWOWANE

Wojna i okupacja odcisnęły na życiu trzech chłopców z ul. Krechowieckiej 6 niezapomniane wspomnienia. Prawdopodobnie za swoje zaangażowanie w konspiracji, a może po prostu za to, że byli młodymi Polakami, czyli w opinii okupanta potencjalnymi członkami podziemia, zapłacili wysoką cenę. Brutalne aresztowanie przez gestapo zapoczątkowało ponad dwuipółroczną gehennę. Wpierw było to osadzenie w więzieniu śledczym na Pawiaku, a następnie w kolejnych obozach koncentracyjnych. Przeżycia Joli, Marysi i Rudego są charakterystyczne dla życiorysów młodzieży, której dorastanie przypadło na  czas okupacji niemieckiej. Na  szczęście  opisywani chłopcy z  ul. Krechowieckiej  6 przeżyli i powrócili do domów, niestety bardzo wielu ich rówieśników zostało zamordowanych podczas egzekucji, w więzieniach, obozach czy innych miejscach kaźni. Nasuwa się pytanie czy zaangażowanie tych trzech chłopców z Żoliborza  było  warte ceny,  jaką  przyszło im zapłacić. Słuchając wspomnień ich oraz innych przedstawicieli tego pokolenia należy stwierdzić, że działalność w podziemiu jawiła się im jako coś naturalnego. Nie zadawano zbędnych pytań, każdy garnął się do działania – to był po prostu obowiązek, który należało spełnić. Właśnie dzięki zaangażowaniu i poświęceniu tysięcy – takich jak Adam, Jerzy i Leszek – szeregowych członków, struktury polskiej konspiracji rozrosły się na ogromną skalę i były ewenementem w okupowanej przez Niemców Europie.[29]

Pan Leszek Zabłocki podkreślił: Dobrze by było, żeby pewne sposoby bycia, które myśmy realizowali, żebyście też sobie wzięli pod uwagę.[30] Ci trzej młodzi mężczyźni, którzy przeszli gehennę szlaku martyrologii okupacyjnej, a także ich koledzy z podwórka oraz inne osoby, które przeżyły wojnę i okupację, są dowodem na to, że jest możliwe dalsze życie. Życie, w którym człowiek odnosi sukcesy zawodowe, a nawet się uśmiecha. Wiele osób po jakimś czasie od traumatycznego wydarzenia będzie samoistnie powracać do zdrowia i normalnego funkcjonowania. Trauma zostaje wpisania w narrację życia – nadany jej zostanie status, ranga ważności czy też sens. Często poprzez zmierzenie się z traumą następuje przewartościowanie dotychczasowego sposobu życia. Człowiek po traumie będzie wtedy doświadczał subiektywnie lepszego życia – bardziej doceni to, co otrzymał od losu, dostrzeże wokół siebie ludzi, którzy są ważni, którzy sprawdzili się w najtrudniejszym momencie, stanie się mniej surowy dla siebie i innych.[31] Co prawda lat utraconych w obozach nikt nie jest w stanie odzyskać, ale Leszek, Adam i Jerzy pokazali, że mimo wszystko można żyć dalej. I to żyć tak, aby nie utracić już ani chwili z daru, jaki został im ofiarowany.

Pan Leszek Zabłocki wziął udział w projekcie Praga Gada, w którym prascy seniorzy opowiadali o życiu na Pradze od czasów międzywojnia do lat 60. XX wieku. Na postawie niektórych epizodów powstały Komiksy.

 

 

Czy dziś jeszcze raz nazwałabym tamtych młodych Włochów ignorantami? Tak, nazwałabym. Bo za stan ignorancji nie odpowiada li i jedynie Ministerstwo Edukacji, które nie radzi sobie ze zmianami w systemie szkolnictwa i od lat nie może podołać w opracowaniu solidnego planu edukacyjnego. Za wychowanie odpowiedzialni są przede wszystkim rodzice, którzy powinni przekazywać dzieciom kluczowe idee oraz trzon wiedzy, którą następnie każdy człowiek na swój sposób i według własnych potrzeb pogłębia, zachęcony i zmotywowany do działania. Dlatego też cieszy mnie widok matek, które przychodzą z dziećmi w wózkach, aby wspólnie z innymi oddać cześć Powstańcom w czasie godziny W. Czy dziecko nie przestraszy się wycia syren? Oczywiście, że się przestraszy, ale matka je uspokoi i wytłumaczy, że zaraz syreny umilkną, ale chce, żeby oboje wzięli w tym udział. Wzrusza i buduje także widok dzieci usadzonych na barana, ubranych w żołnierski strój i wymachujących polskimi flagami, które wraz z rodzicami i dziadkami co roku przychodzą na pl. Piłsudskiego, aby 1 sierpnia śpiewać (Nie)Zakazane piosenki wraz z innymi warszawiakami.

Nie pozwólmy, aby młode pokolenia nie wiedziały o tym, że kilkadziesiąt lat temu odważni ludzie walczyli w Powstaniu w mieście, w którym oni mogą teraz mieszkać, uczyć się i bawić. Nawet jeżeli w sercu nosimy przekonanie, że Powstanie nie było potrzebne – a każdy ma prawo do własnego zdania – przekażmy młodzieży ważną informację o tym, że owo Powstanie miało miejsce, że istniało takie piekło, jak Pawiak, z którego więźniowie byli przewożeni do obozów koncentracyjnych, gdzie zmuszani byli do nadludzkiej pracy, a wielu z nich straciło życie. Nie umiemy nawet wyrazić, co znaczy dla nas przywilej poznania pana Leszka Zabłockiego, a przede wszystkim osobista rozmowa w czasie wspólnej podróży do domu. To ostatnie lata, gdzie można spotkać prawdziwych Bohaterów, świadków tamtych dni. Niedługo nie będzie to już możliwe, nie traćmy więc czasu i wysłuchajmy opowieści ludzi, którzy przeżyli gehennę, o której nie sposób zapomnieć.

 

(Nie)Zakazane piosenki – pl. Piłsudskiego – Obchody 73. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego – 1 sierpnia 2017 r.

 

Dziękujemy. Pamiętamy.

Vars & Sava

 

 

 

[1] Majdanek – Miejsce Pamięci i Muzeum, strona poświęcona pamięci byłego niemieckiego obozu koncentracyjnego. 

[2] KL Lublin.

[3] Majdanek – Miejsce Pamięci i Muzeum

[4] Zabłocki, L., Nie sposób zapomnieć, [w:] Podkowiański Magazyn Kulturalny, nr 64/2010.

[5] Ibidem.

[6] Ibidem.

[7] Ibidem.

[8] Akcja Erntefest [w:] Polski słownik judaistyczny.

[9] Zabłocki, L., Nie sposób zapomnieć, [w:] Podkowiański Magazyn Kulturalny, nr 64/2010.

[10] Majdanek – Miejsce Pamięci i Muzeum

[11] Majdanek – Miejsce Pamięci i Muzeum

[12] Gross-Rosen

[13] Zabłocki, L., Nie sposób zapomnieć, op. cit.

[14] Poznaj bohatera, Rejestracja spotkania z uczniami LII LO im. Władysława Stanisława Reymonta w Warszawie.

[15] Zabłocki, L., Nie sposób zapomnieć, op. cit.

[16] Gorss-Rosen

[17] Zabłocki, L., Nie sposób zapomnieć, op. cit.

[18] Flossenbürg

[19] Zabłocki, L., Nie sposób zapomnieć, op. cit.

[20] Flossenbürg

[21] Poznaj bohatera, op.cit.

[22] Zabłocki, L., Nie sposób zapomnieć, op. cit.

[23] Poznaj bohatera, op.cit.

[24] Zabłocki, L., Nie sposób zapomnieć, op. cit.

[25] Poznaj bohatera, op.cit.

[26] Zabłocki, L., Nie sposób zapomnieć, op. cit.

[27] Madaliński, K., Profesor Adam Nowosławki (1925-2012), Wspomnienia, Przegląd Epidemiologiczny, Pracownia Immunopatologii Zakażeń Hepatotropowych Zakładu Wirusologii Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny w Warszawie, Warszawa 2012, 66: 367-372.

[28] Współcześni uczeni  polscy,  Słownik  biograficzny, Tom  III, Warszawa  2000,  s. 332−333.

[29] Hasselbusch, R., „Jola”, „Marysia” i „Rudy”: więźniowie Pawiaka, Niepodległość i Pamięć 21/3-4 (47-48), Warszawa 2014, s. 199.

[30] Poznaj bohatera, op.cit.

[31] Trauma: powrót do bezpieczeństwa.

 

 

Cyklon B

Flossenbürg

Gross-Rosen

Hasselbusch, R., „Jola”, „Marysia” i „Rudy”: więźniowie Pawiaka, Niepodległość i Pamięć 21/3-4 (47-48), Warszawa 2014.

Jerzy Giergielewicz

KL Lublin

Madaliński, K., Profesor Adam Nowosławki (1925-2012), Wspomnienia, Przegląd Epidemiologiczny, Pracownia Immunopatologii Zakażeń Hepatotropowych Zakładu Wirusologii Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny w Warszawie, Warszawa 2012, 66: 367-372.

(Nie)Zakazane piosenki

Polski słownik judaistyczny

Poznaj bohatera, Rejestracja spotkania z uczniami LII LO im. Władysława Stanisława Reymonta w Warszawie.

Praga Gada

Przemowa podczas Marszu Niepodległości

Spotkanie z bohaterem

Strona oficjalna Majdanek – Miejsce Pamięci i Muzeum

Strona oficjalna Muzeum Gross-Rosen

Strona oficjalna Flossenbürg

Trauma: powrót do bezpieczeństwa

Zabłocki, L., Nie sposób zapomnieć, [w:] Podkowiański Magazyn Kulturalny, nr 64/2010

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *