Longchamp warszawski

wpis w: Nazwy, SEZON 3 | 0
W oczekiwaniu na nadejście prawdziwej wiosny w cyklu POZNAJEMY WARSZAWĘ POPRZEZ NAZEWNICTWO proponujemy przypomnienie czasów paryskiej mody wprowadzanej tym razem nie na warszawskie salony, a na otwarte przestrzenie.

poznajemy Warszawę poprzez nazewnictwo

 

HIPODROM W LONGCHAMP

Edouard_Manet_wyscigi w longchampWe Francji około 1830 r. dużą popu­larnością cieszyły się wyścigi konne. Sport jeździecki narodził się w Anglii, a za kanałem La Manche upowszechniony został za czasów Napoleona III, który spędził dzieciństwo w Wielkiej Brytanii. Koń we Francji, nieodzowny uczestnik polowań, a także wojskowych parad, był symbolem przynależności do arystokracji, a później bogatej burżuazji. Wraz z nastaniem nowej mody wyścigi konne stały się obowiązkową rozrywką paryskiego wielkiego Świata. W 1857 r. został otwarty hipodrom Longchamp w Lasku Bulońskim i cała śmietanka towarzyska spotykała się tam bardziej z potrzeby pokazania się niż wzięcia udziału w zakładach. Organizacją wyścigów w Paryżu zajmował się Jockey Club, zało­żony przez rezydujących we Francji Anglików, a wspomagany finansowo przez najznamienitszych przedsiębiorców, polityków i przemysłowców paryskich. Manet i Degas chętnie bywali w Lasku Bulońskim. Wyścigi inspirowały ich do tworzenia nowych obrazów. Od 1861 r. hipodrom stał się ulubionym tematem przed­stawień Degasa; dwa łata później w jego ślady poszedł Manet, bar­dziej zainteresowany elegancką publicznością i modnymi damami niż samymi końmi.[1]

Nie tylko Śniadanie na trawie i Olimpia były mocno krytykowane, ale także Wyścigi w Longchamp, ponieważ Manet zerwał z tradycją przedstawiania koni z profilu, a w centrum umieścił samego widza.

 

 

WYŚCIGI KONNE NA POLU MOKOTOWSKIM

Podkowinski_Na_wyscigachTradycyjną okazją do prezentacji wytwornych toalet były warszawskie wyścigi konne. Organizowano je od 1841 do 1938 roku na Polu Mokotowskim. Wyścigi odbywały się zazwyczaj w czerwcu i stanowiły główną atrakcję letniego sezonu towarzyskiego. Warszawska elita traktowała swoją obecność na trybunach jak wiosenny obowiązek65. Fakt ten przyciągał na Pole Mokotowskie liczne matki panien na wydaniu w asyście swoich córek. Oprócz warszawianek i warszawiaków przybywali także mieszkańcy okolic, w tym czasie odwiedzający Warszawę z powodu jarmarku wełnianego66. Dla pań z prowincjonalnych miejscowości była to okazja do uzupełnienia garderoby w wytwornych warszawskich magazynach i innych „wielkomiejskich” towarzyskich atrakcji. Dzień gonitwy bywał zatem starannie przygotowaną rewią wiosennej mody. Publiczność na Polu Mokotowskim starała się dorównać elegancją widzom wyścigów w podparyskich Longchamps i Auteuil czy w Ascot pod Londynem. Józef Galewski i Ludwik Grzeniewski tak wspominają bywalczynie warszawskich wyścigów z przełomu XIX i XX w.: Damy obwieszone koronkami, mantylami, prezentowały piękne suknie i okrycia od Hersego lub sprowadzone wprost z Paryża. Wszystko w najdroższym gatunku. Jedn a chciała drugą zakasować ubiorem, nie mówiąc o precjozach, brylantach – istne sklepy jubilerskie.

Dokładne relacje z „wyścigowej” rewii mody regularnie zamieszczała warszawska prasa. W opisach kreacji specjalizowała się Fela Kaftal, znana ze spostrzegawczości i złośliwości reporterka „Kuriera Porannego”. Felietony, zamieszczane w tygodniku „Bluszcz” publikowała Lucyna Ćwierczakiewiczowa. Wspomnienia z wyścigów, spisywane „z przymrużeniem oka”, odnajdziemy także w „Kronice tygodniowej” – popularnej rubryce „Tygodnika Ilustrowanego”. W 1889 roku kronikarz donosił: Na Mokotowie „sport” święci swe triumfy, gentlemani udają lordów, koniska z wywalonym językiem pędzą do mety, w lożach i na trybunach „tout (sic!) Varsovie”pokazuje swe wdzięki i toalety, które potem wdzięcznie opisujep. Kaftalowa w sprawozdaniach z wyścigowego toru”70. Wrażenia z wizyt na Polu Mokotowskim utrwalali fotografowie71, notowali warszawscy pamiętnikarze, autorzy wspomnień oraz literaci, jak Prus, Sienkiewicz czy Weyssenhoff12. Prus w „Lalce” tak opisywał wizytę Wokulskiego na wyścigach: „Dokoła […] kipiały śmiech i radość. Radował się tłum, galerie, powozy, kobiety w barwnych strojach były piękne ja k kwiaty i ożywione ja k ptaki. Muzyka grała fałszywie, ale raźnie; konie rżały, sportsmeni zakładali się, przekupnie zachwalali piwo, pomarańcze i pierniki. Radowało się słońce, niebo i ziemia (…)[2]

 

ODPUST NA BIELANACH

Po odpuście w Czerniakowie, w kilkanaście dni wywabiał również całą ludność Warszawy odpust na Bielanach, o dobrą milę oddalonych od Warszawy. Za dawnych czasów, mówiła stara tradycya sędziwych mieszczan naszego grodu, las Bielański był wielką puszczą i pochłaniał w sobie całą okolicę Warszawy wciąż i bez przerwy aż do Wilanowa, czyli drugiego wybrzeża Wisły! W kniei tej ogromnej, gdzie tury bujały stadami, jak wilki, niedźwiedzie, łosie, jelenie, sarny i rysie, gdzie bobry miały liczne legowiska: książęta Mazowieccy udzielni, polowali często. Jeden z nich imieniem Kazimierz, a imię tego książęcia często jest powtarzane w podaniach ludu Warszawy, w tym okresie, zapędzony za zwierzem, zabłąkał się i nie mógł trafić do swego orszaku. Strudzon wielce, pod wysoką górą natrafił na zdrojowisko i zaspokoił wielkie pragnienie, a wdarłszy się na szczyt pobliskiej góry, usnął pod starą sosną. Jak długo spał nie pamiętał, ale gdy się obudził, otrzeźwiony promieniem słońca, usłyszał najprzód brzęk rojów pszczół dzikich, co liczne barcie miały, a niedługo potem i śpiew pobożnej pieśni. Zerwał się na nogi i niedaleko ujrzał małą kapliczkę z modrzewia, a na jej progu modlącego się pustelnika, co w tej puszczy oddawna zamieszkał. Pomodlił się z nim razem, za jego przewodem wydostał się na drogę i wrócił szczęśliwie do Warszawy, gdzie dwór oczekiwał go na zamku przestraszony, bo domyślano się, że go zwierz srogi gdzie pożarł. Książę opowiedział rzecz całą: zaraz nazajutrz z dworem ruszył napowrót do puszczy, trafił łatwo do kaplicy, znalazł pustelnika, którego hojnie opatrzywszy, kazał naprawić kapliczkę chylącą się do upadku. I odtąd Warszawianie zaczęli od wiosny do jesieni nawiedzać Bielany, a te pobożne pielgrzymki rozpoczynali od Zielonych Świątek. Zwyczaj ten odwieczny spowodował króla Władysława IV, że tu, a niegdzieindziej wybrał miejsce na kościół i klasztor księży Kamedułów. (…)[3]

 

 

LONGCHAMP WARSZAWSKI

Stanisław August, który nadzwyczaj lubował się w naśladowaniu chociażby najdrobniejszym dworu i zwyczajów wersalskich, starał się uświetnić tę przejażdżkę, bo to przypominało Longchamp paryzki. Występował więc okazale i uroczyście, na ten dzień jadąc do Bielan, a panie i panowie polscy przesadzali się w zbytkowych strojach, pojazdach i uprzęży. Ale wtedy damy jechały w pojazdach, mężczyźni wszyscy konno, wyjąwszy króla i sędziwych senatorów. Był to widok nie bez powabu, jaki dawało tak licznie zebrane grono. Rozmaitość ubiorów: to cudzoziemskich, to polskich, mundury wojskowe i pyszne stroje pań; laufry w kołpakach, w różnokolorowe pióra przybrani, biegnący przed pojazdami, ogromnego wzrostu hajduki, pajuki i służba dworska; świta i straż otaczająca króla, wśród tłumu ludu: wszystko to dawało obraz godny pędzla malarza. Stanisław August wchodził najprzód do kościoła, po wysłuchaniu nabożeństwa nieszpornego odwiedzał pustelniczych zakonników domki, a następnie przypatrywał się rozmaitym zabawom ludu.

W dzień Zielonych Świątek, wówczas był jedynie wolny wstęp do kościoła kobietom; w inne dnie tylko w kruchcie mogły się modlić: z czasem zwolniono tę surowość kamedulską. Pomienione święta zgromadzały tu całą ludność Warszawy, bez różnicy płci, stanu i wieku: tylko uboższa publika zbićrała się od poranku niedzielnego bardzo wcześnie dla nabożeństwa i bawiła dzień cały, albo w poniedziałek do południa, gdy świat elegancki, dopiero od czwartej lub piątej po obiedzie, zaczynał przepełniać lasek Bielański.

Andriolli_Zielone_SwiatkiNigdzie tak gwarnie, strojnie i licznie nie zbierała się ludność ze wszystkich warstw Warszawy, łączyły się tu bowiem dwa cele razem: pobożnej pielgrzymki na odpust w kościele Kamedułów i przechadzki eleganckiej, po sosnowym lesie, oddawna uświęconej starym zwyczajem. (…)

Magazyny modniarek i krawcy ledwie nastarczyć mogli robocie: kupcy umyślnie sprowadzali najświeższe towary, i nieprzesadzimy bynajmniej, gdy powiemy, że o kilkakroć stotysięcy złotych polskich cały ten tłum wracał uboższy po przechadzkach dwudniowych. Świat wielki rzucał tysiące na stroje i pojazdy; mały światek liczniejszy mieszkańców Warszawy, złotówkami i groszakami składał tysiące za trunek, jadło i muzykę: a i hojna jałmużna dla ubóstwa i żebraków, i ofiara dla kościoła liczyła się tu do wydatków, czego świat elegancki nie znał wcale.[4]

Bielany były wielką jakby dla naszych wiarusów rewią, gdzie każdy w wielkiej występował uniformie. Blisko na miesiąc wcześniej robiono przybory, to odnawiano pojazdy,siodła, uprząż; to szyto suknie, strojono damskie kapelusze; w wielu domach gospodyni oględniejsza zaprowadzała post ścisły, wynajdowała wigilie, suche dni, aby jako tako pokryć wydatek niemały na nową suknię, szal lub stroik na głowie – pisał K.W. Wójcicki w Mazowieckich powiastkach, wydanych w Warszawie w 1858 roku. Dzienniki w sprawozdaniach kładły specjalny nacisk na opisy damskich strojów. To, co pokazywano na Zielone Święta na Bielanach, decydowało o modzie na cały letni sezon. Na łamach „Kuryera Warszawskiego” robiono zakłady, czy w danym roku więcej będzie kapeluszy białych czy różowych, błękitnych czy żółtych. W następnych numerach rozstrzygano konkursy.
 
Już w początkach XIX wieku na Bielany docierano także Wisłą. W 1821 roku pojawiła się wzmianka w „Kurierze Warszawskim”, że ma wypłynąć berlinka stojąca przy łazienkach p. Kurtza, która za małą opłatą zabierze wiele gości. W 1822 roku berlinki oczekiwały gości przed kościołem Panny Marii, a przejażdżka w obie strony kosztowała wówczas 2 złote od osoby. Wynajmowano również małe łodzie.Na miejscu nie brakowało huśtawek, kramów, karuzel i innych atrakcji przygotowanych dla gości. Masowe zjazdy wymagały specjalnej straży porządkowej. Najwięcej kłopotu miała policja ze złodziejami i żebrakami, którzy ściągali na Bielany na długo przed Zielonymi Świątkami i pozostawali tam do zakończenia odpustu.[5] pisownia oryginalna
 

Bielany w drugim dniu Zielonych Swiat_Franciszek KostrzewskiZdala Bielany grzmiały wrzawą i odgłosem muzyki. Szałasy, namioty dla ludu, mieściły się po lewej stronie kościoła. W nich, kilkadziesiąt katarynek wygrywało rozmaite tańce. Pod murem kościelnym, chociaż wiejski skrzypiciel ciął ochocze kujawiaki i mazury, głuchły tony grajka pod wrzaskiem kręconych maszynek. Darń leśna służyła ochoczym do tańca, gdy świat wielki deptał tylko strojną nogą, ścieszki wysypane piaskiem w pośród lasu sosnowego. Świat ten nie przybywał tu ani dla nabożeństwa, ani dla odetchnienia świeżem powietrzem, nie dzielił też radości ludu miejskiego i ze wsi pobliskich: zjeżdżał tu pod pozorem starego zwyczaju, a rzeczywiście damy, dla pokazania najzbytkowniejszych strojów; poważniejsi wiekiem panowie, dla ukazania ekwipażów przepysznych i zaimponowania hołocie; młodzież, aby pół dnia pohulać, ciągnąć jak słomki na błota, za oczyma swych bogdanek, które się do nich mile i wdzięcznie uśmiechały. Pomnę jedne Bielany, na których wszystkich zakasowała przepychem ubioru, żona warszawskiego piwowara. Jak same kobiety oceniały to, licząc salopę koronkową, brylanty, przystrój na głowę z ogonem ptaka rajskiego, dźwigała na sobie wartość przeszło dziesięciu tysięcy dukatów!

Szynkarze, kramarze, na tydzień wprzód już zajęci byli i ożywiali lasek sosnowy. Stawiali szałasy, rozbijali płócienne namioty, zwozili trunki i jadło. Katarynkarze i kapele nocowały już w sobotę na Bielanach, krętaniny i zajęcia było wiele, chociaż tylko na dwa dni Świątek, bo po poniedziałkowym spacerze, który dla ludu warszawskiego kończył się dopiero z poranną zorzą wtorkową, Bielany Pustoszały, a miasto się zaludniało, powrotem w jego mury zbiegłych Mieszkańców.[6] pisownia oryginalna

Około połowy XIX wieku elegancka Warszawa porzuciła Bielany i na odpoczynek wyjeżdżała dopołudniowej części miasta. Powstały niejako dwa stronnictwa: jedno, tradycyjne, w dalszym ciągu jeździło na Bielany, drugie kierowało się ku Łazienkom, i to w niedługim czasie odniosło zwycięstwo. W drugiej połowie, a zwłaszcza pod koniec XIX wieku, Bielany stały się miejscem wypoczynku przeważnie uboższej ludności.[7]

 

 

 

palac namiestnikowski 1823 przypisy

[1] Stefano Zuffi, Simona Bartolena, Stefano Peccatori Manet, Klasycy Sztuki, Rzeczpospolita, Warszawa 2006, s. 52.

obraz:  Édouard Manet Wyścigi w Longchamp, 1867, Instytut Sztuki w Chicago, 84,5 cm × 43,9 cm, olej na płótnie.

[2] Agnieszka Dąbrowska Życie towarzyskie warszawskich elegantek w latach 1860-1914, Muzeum Historii Polski, Almanach Muzealny 6, ss. 116-119.

rysunek: Władysław Podkowiński Na wyścigach, 1887.

[3] Biblioteka Warszawska, Tom 4, Księgarnia GEBETHNERA i WOLFFA, Warszawa 1876, ss. 334-335. Pisownia oryginalna.

[4] Ibidem, ss. 336-339. Pisownia oryginalna.

rysunek: Michał Elwiro Andriolli Zielone Świątki.

[5] Marzena i Marek Florkowscy Majówki i Zielone Świątki na Bielanach, UJ, Alma Mater, s. 56.

szkic: Franciszek Kostrzewski Bielany w drugim dniu Zielonych Świąt.

[6] Biblioteka Warszawska, op. cit., ss. 334-335. Pisownia oryginalna.

[7] Marzena i Marek Florkowscy op. cit., s. 56.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *