Nie lubię poniedziałku

Kto nie lubi poniedziałku? Pewnie wszyscy! W cyklu VarSavskie Dekady i w serii POZNAJEMY WARSZAWĘ POPRZEZ FILM oraz POPRZEZ WŁOCHY postaramy się jednak uprzyjemnić ten dzień. Zapraszamy na zwiedzanie Warszawy przełomu lat 60. i 70., do której zawitał Fracesco Romanelli, bohater znakomitej komedii Nie lubię poniedziałku. Wspólnie prześledzimy trasę, którą podróżował zagubiony Włoch oraz dowiemy się, co próbował zakomunikować w swoim języku.

Nie lubię poniedziałku

NIE LUBIĘ PONIEDZIAŁKU

Gdybyśmy mieli wskazać starą polską komedię, którą widzieliśmy wiele razy i która nigdy nam się nie znudzi, z pewnością byłby to film Nie lubię poniedziałku z 1971 roku w reżyserii Tadeusza Chmielewskiego, twórcy m.in. takich filmów jak Jak rozpętałem drugą wojnę światową, Wiosna panie sierżancie czy Wierna rzeka. Jednak komedii Nie lubię poniedziałku nic chyba nie pobije! Chmielewski został nawet odznaczony za ów film Złotą Odznaką Honorową „Za zasługi dla Warszawy”. Czy ktoś nie zna tej sympatycznej satyry na polską rzeczywistość? To chyba niemożliwe! Co prawda młodsze pokolenia mogą nie rozumieć, dlaczego papier toaletowy – szary, szorstki i zawieszony na dziwnym sznurku – stanowił dla harcerzy w okresie PRL-u niebagatelną nagrodę za pomoc milicjantowi w pilnowaniu porządku na ulicy, a piękna pani biegła do sklepu po ów papier na złamanie karku… Dlatego tym bardziej warto przypomnieć sobie tę znakomitą komedię, która przedstawia Warszawę w krzywym zwierciadle, a przy okazji wytłumaczyć młodszym widzom pewne smaczki – nie może ich zrozumieć ten, kto sam tego nie przeżył lub przynajmniej nie zna z opowieści.

Jak wspominał reżyser w jednym z wywiadów tytuł filmu Nie lubię poniedziałku wziął się… z jego głowy. Pochodzić miał od tego, że takim właśnie westchnieniem zaczynano nowy dzień pracy po niedzielnym przepiciu. Początkowo tytuł miał ponoć brzmieć Książka telefoniczna ze względu na ilość występujących w filmie bohaterów oraz mnogość epizodów.

Reżyser zresztą nigdy nie krył, że Nie lubię poniedziałku było w zasadzie dziełem przypadku, i twierdził, że sam proces powstania filmu, to materiał na kolejną komedię. „Szczęśliwy, że skończyłem »II wojnę«, zabrałem się do prac domowych, które czekały na mnie od dwóch lat, gdy kierownik zespołu Kadr Jerzy Kawalerowicz dzwoni, że jutro wszyscy reżyserzy mają być przedstawieni nowemu szefowi kinematografii, Czesławowi Wiśniewskiemu – wspominał w wywiadzie dla »Przekroju«. – Zbaraniałem, gdy na koniec tej prezentacji zapytał mnie, nad czym obecnie pracuję. W głowie miałem kompletną pustkę i tylko surowa twarz Jerzego zmusiła mnie do nadrabiania miną: »Myślę o zrobieniu jakby książki telefonicznej. W filmie występowałoby tyle postaci, ile zmieści się w pełnym metrażu«. »To ma być komedia?«, spytał minister. »Raczej tak, ale takiego scenariusza nikt mi nie zatwierdzi. Zbyt wiele polega tu na improwizacji«”. Ku swojemu zdziwieniu, następnego dnia otrzymał telefon, że minister jednak scenariusz zatwierdził i można się przygotowywać do kręcenia. Chmielewski wpadł w popłoch, bo nie tylko nie miał napisanego nawet jednego słowa, ale też nie wiedział, o czym właściwie miałby być jego film. „Znów więc powstał stwór z niczego, czyli z pustej głowy, wielu nieprzespanych nocy i strachu o końcowy rezultat”, kwitował.

Wspomnienia reżysera na temat filmu

Nie lubię poniedziałku
Nie lubię poniedziałku, reż. Tadeusz Chmielewski, 1971 rok, scena w windzie

Fabuła jest znakomicie skonstruowana, akcja dzieje się w ciągu jednego dnia, w pewien wrześniowy poniedziałek. Włoski przemysłowiec, Francesco Romanelli, przylatuje do Warszawy, aby podpisać długoletnią umowę handlową o wymianie maszyn rolniczych między polskim a włoskim przedsiębiorstwem. W zamian za kombajny zbożowe wysyłane do Włoch Polska miała otrzymywać m.in. sznurek do snopowiązałek, na który panował wieczny deficyt (podobnie jak na papier toaletowy).

Obok Włocha bohaterami filmu są mieszkańcy Warszawy oraz osoby do niej przyjeżdżające, dla których poniedziałek również jest pechowy, początek tygodnia do łatwych bowiem nie należy. Niezależnie od profesji trzymać się powinno jednej zasady: prawdziwy fachowiec nie zaczyna roboty w poniedziałek! Perypetie bohaterów zabawnie się ze sobą przeplatają i w komiczny sposób pokazują, jak trzeba było sobie radzić w PRL-u, żeby w ogóle cokolwiek załatwić. Milicjant kierujący ruchem musi zaopiekować się synem, ponieważ w przedszkolu panuje różyczka, a żona nie może się zwolnić z pracy, bo też ma swoje problemy – manko w biurze matrymonialnym. Zamartwia ją to do tego stopnia, że wcześniej przygotowała synowi kluski z gipsu. Zaopatrzeniowiec z gminnej spółdzielni z Sulęcic desperacko poszukuje, kurka wodna, dreblinek do kombajnu. Przypadkowo zostaje laureatem pierwszej nagrody konkursu organizowanego w Zachęcie, gdzie znajduje też upragnione dreblinki wystawione jako kompozycja konkursowa. Wnuk obiecał dziadkowi transport, aby ten mógł zdążyć na otwarcie nowych tysiąclatek. Jedna z nich ufundowana została m.in. dzięki hojności Polonii zagranicznej. Aby sprawnie się przemieszczać z miejsca w miejsce, wnuk organizuje rozmaite środki transportu. Jednym z nich jest samochód Bohdana Łazuki, powracającego na rauszu po nocnej imprezie. Sceny, w których Łazuka w stanie wskazującym spaceruje dystyngowanie po warszawskich torowiskach, próbując znaleźć drogę do domu przy pomocy korby wetkniętej w szynę (bo nigdy nie prowadzi pod gazem), stały się już praktycznie kultowe. Niezbyt trafionym pomysłem okazał się też poniedziałkowy napad na bank, udaremniony przypadkowo przez zagubionego na warszawskich ulicach Włocha, którego upatrzyła sobie klientka biura matrymonialnego, odurzona zapachem sprzedawanych perfum.

Nie lubię poniedziałku
Nie lubię poniedziałku, reż. Tadeusz Chmielewski, 1971 rok, scena Bohdana Łazuki wracającego do domu po torach tramwajowych

Scena, w której Łazuka idzie wzdłuż torów tramwajowych, ciągnęła się potem za nim przez długie lata. „Tadzio Chmielewski to wymyślił, świetny facet, grzeczny i skromny. Zwrócił się do mnie przez Bareję, z którym studiował, że niby byłem wtedy na topie i że bał się, żebym się nie obraził. Myślę sobie: cholera, będę grał w filmie podciętego. Ale nic. Zgodziłem się – wspominał w »Gazecie Wyborczej«. – Tę korbę, z którą tam idę, to wciąż mam. Mam nawet dwie, bo drugą dostałem w Krakowie. Trzecia wisi w »Teleexpressie« jako »korba Łazuki«. Zaczęliśmy zdjęcia z krótszą korbą, ale nie pasowała operatorowi Mieczysławowi Jahodzie, bo musiałem się bardzo schylać. I wtedy dostaliśmy dłuższą, od tramwajarza. Miałem w tym filmie samochód Triumph Spitfire. Należał do aktora Witka Dębickiego. Za jego wynajem dostawał dziennie więcej, niż wynosiła aktorska dniówka”.

Wspomnienia reżysera na temat filmu

W 2012 roku podjęto pierwsze próby cyfrowej rekonstrukcji filmu Nie lubię poniedziałku, które w pełni powiodły się w 2015 roku. Zrekonstruowany został i obraz (Studio Orka), i dźwięk (Studio Company), dodano efekty dźwiękowe w scenach, które tego wymagały, a dzięki stałej współpracy z reżyserem udało się ustalić wiele szczegółów, które miały wpływ na ostateczny kształt filmu, chociażby kolor nieba. Istnieje wersja kinowa i telewizyjna – w formacie 16:9 bez ciemnych boków. Repremiera filmu w odświeżonej wersji odbyła się w kinie Kultura w Warszawie. Obecny był na niej reżyser, a także wielu aktorów i mieszkańców Warszawy, rozkochanych w filmie.

FRANCESCO ROMANELLI vs ROVANELLI

Zaistniała bardzo dziwna sytuacja – w całym Internecie nazwisko Włocha, który zgubił się w Warszawie, zapisane jest dwojako: raz jako Romanelli, innym razem – Rovanelli, ponieważ wielu widzów (w tym italianistka Sava) właśnie drugą wersję słyszy. Może to działa na zasadzie zjawiska Yanny or Laurel? (Co ciekawe, oboje z Varsem słyszymy Yanny, mimo że Vars jest przygłuchy, ale za to Sava jest okularnicą, więc się wyrównuje). Dałabym sobie rękę uciąć, że w nazwisku słuchać „w”, a nie ƒ„m”, w szczególności w scenie, gdy żona milicjanta zakłada Włochowi kartę w biurze matrymonialnym. Pamiętam, jak któregoś razu wykłócaliśmy się o to podczas zajęć z tłumaczeń audiowizualnych. Zabawnie to wygląda, gdy na różnych forach filmowych uczestnicy dyskusji wymiennie używają nazwisk Romanelli i Rovanelli – i to w jednym wątku! W napisach początkowych podano jedynie nazwiska aktorów występujących w filmie, a napisów końcowych w ogóle nie ma – w odrestaurowanej cyfrowo wersji podane są jedynie informacje techniczne. Ale skoro nawet serwis Film Polski używa nazwiska Romanelli, to doprawdy nie wypada się sprzeczać z autorytetami – w cytatach podane jest nazwisko z „m”. Swoją drogą Giovanni Francesco Romanelli (zwany il Viterbese, gdyż pochodził z Viterbo) był włoskim malarzem, czyżby bohater filmu został nazwany właśnie na jego cześć? Dla mnie Francesco z filmu Nie lubię poniedziałku na zawsze będzie nosił nazwisko Rovanelli, a dla Varsa – Romanelli.

Gdy ogląda się film po raz pierwszy (a nawet drugi, siódmy i dwunasty), odnosi się nieodparte wrażenie, że aktor grający Francesco Romanellego jest rodowitym Włochem. Ta karnacja! Ta aparycja! Ten wąsik i ciemne włosy! Na dodatek aktor ubrany jest w jasny garnitur, co podkreśla śniadą cerę, jest też szarmancki wobec dam, a to z kolei zgadzałoby się ze stereotypem włoskiego Casanovy. Ale nic bardziej mylnego – Francesco Romanelli to nie kto inny, jak polski aktor Kazimierz Witkiewicz, który w rolę Włocha wcielił się tak przekonująco, że wielu widzów dało się nabrać. Mało brakowało, a bohater filmu byłby Hiszpanem albo Francuzem, reżyser nie był do końca pewien, jakiej narodowości powinna być postać przewijająca się przez cały film, ale gdy poznał Kazimierza Witkiewicza, nie miał już żadnych wątpliwości, że jego bohater będzie Włochem. Ragazzi, che culo! Che gioia!

Tak się niestety złożyło, że Kazimierz Witkiewicz zmarł kilka tygodni temu, 13 lipca 2018 roku w Krakowie w wieku 93 lat. Niechże ten wpis przypomni jeszcze raz jego znakomitą rolę i będzie moim osobistym podziękowaniem za wspaniałą kreację, którą stworzył.

NIE LUBIĘ PONIEDZIAŁKU – WŁOSKIE CYTATY – DISCLAIMER

Poniżej znajdziecie skriny z filmu wraz z włoskimi cytatami i polskim tłumaczeniem. Skriny użyte w niniejszym poście wstawione są jedynie w celach edukacyjnych, nie posiadamy praw do obrazów. Dialogi spisywane były ze słuchu, nie wszystko daje się w ten sposób wyłapać, proszę więc o wyrozumiałość, jeżeli coś zostało pominięte albo nieco zmienione – starałam się jednak, aby ogólny sens został zachowany. Jeżeli jednak ktoś stwierdził jakieś nieścisłości lub znalazł dodatkowe dialogi, proszony jest o pozostawienie informacji.

Należy pamiętać, iż jest to wolne tłumaczenie, każdy może spróbować zrobić tłumaczenie po swojemu.

W serwisie PoloniCult tytuł Nie lubię poniedziałku został przetłumaczony na włoski parola per parola, czyli dosłownie: Non mi piace il lunedì. Gdybym sama miała przetłumaczyć tytuł, wybrałabym liczbę mnogą, a także zmieniła szyk zdania: Non mi piacciono i lunedì.

FRANCESCO A VARSAVIA – FRANCESCO W WARSZAWIE

Francesco Romanelli w pewien pięknie zapowiadający się poniedziałek za chwilę ma wylądować na lotnisku w Warszawie. W samolocie spotyka pasażera z Ameryki, który opowiada mu o polskich zwyczajach i zapewnia, że będzie się w Polsce świetnie bawił. Amerykanin pokazuje Włochowi gest uderzania kantem dłoni o szyję – praktycznie każdy Włoch, który ma wśród znajomych chociaż jednego Polaka, zna ten gest znakomicie.

Nie lubię poniedziałku

ALL`AEROPORTO – NA LOTNISKU

Francesco zostaje omyłkowo wzięty za amerykańskiego darczyńcę i powitany z wszelkimi honorami – zespół muzyczny gra na jego cześć, a piękne dziewczęta go obcałowują (z czego skrzętnie korzysta również Amerykanin) i wręczają kwiaty. Francesco jest zachwycony! Gdy pomyłka wychodzi na jaw, kwiaty zostają odebrane, ale na pocieszenie Polki ponownie nie szczędzą mu pocałunków.

Należy też zwrócić uwagę na ich ilość: w Polsce pocałunki w policzki są zazwyczaj trzy, we Włoszech – jedynie dwa w oba policzki. Bywa, że Polacy witający się z Włochami zastygają w pozie oczekującej na trzecie cmoknięcie i wygląda to przekomicznie. W filmie dziewczęta poprzestawały na jednym-dwóch buziakach, ale mężczyźni strzelali pyski serdecznie po trzy razy, jak polski obyczaj każe.

Nie lubię poniedziałków

FRANCESCO È SBALORDITO – FRANCESCO JEST OSZOŁOMIONY

Oszołomiony muzyką i hulankami Francesco łyka tabletkę, czekając na delegatów, którzy mieli go odebrać z lotniska. Niestety kontrahenci z Maszynohurtu zatrzasnęli się w windzie i trochę trwało, zanim się z niej wydostali, na lotnisko przybywają więc spóźnieni.

Nie lubię poniedziałku

ARRIVA L`ASSISTENTE DEL DIRETTORE – NADCHODZI ASYSTENT DYREKTORA

Dyrektor i jego asystent (nazywam go asystentem, ponieważ jego funkcja wynikałaby z obowiązków, które wykonuje) docierają wreszcie na lotnisko, mocno spóźnieni. Parkują przed wejściem do budynku i rozdzielają się, żeby szybciej znaleźć włoskiego kontrahenta. Znajduje go asystent i przeprasza za spóźnienie.

Nie lubie poniedziałku

SBAGLIO – POMYŁKA

Asystent odprowadza Romanellego do samochodu, a sam wraca na lotnisko, aby odnaleźć dyrektora. Niestety pod budynkiem zaparkowały w tym samym czasie dwa czarne samochody i asystent je pomylił, w związku z czym Francesco wsiadł do niewłaściwego auta i odjechał wraz z kierowcą i synem milicjanta. Asystent miał w sumie prawo się pomylić, ponieważ przy samochodzie stał ich kierowca (który zapewne nie rozumiał włoskiego).

Nie lubię poniedziałku

NON È LUI – TO NIE ON

Dyrektor biegnie do drugiego samochodu, aby powitać włoskiego przemysłowca i jest bardzo zaskoczony, że mówi on po polsku. Okazuje się, że „to nie on” – w samochodzie siedzi mężczyzna, którego kierowca drugiego samochodu obiecał zabrać na łebka do Śródmieścia. Pasażer, który pobiegł po walizkę, nie zauważył, że wsiadł potem do niewłaściwego samochodu. Zrobiło się zamieszanie, ponieważ Włoch odjechał w nieznanym kierunku.

Nie lubię poniedziałku

SI FERMI! – NIECH PAN SIĘ ZATRZYMA!

Okazuje się, że w samochodzie znalazły się omyłkowo trzy osoby, które nie mają ze sobą nic wspólnego: Maciuś, syn milicjanta, który wsiadł do drugiego czarnego samochodu, ponieważ ten bardziej mu się podobał, a kierowca myślał, że to syn pasażera; Włoch, który został odprowadzony przez asystenta dyrektora do niewłaściwego auta oraz kierowca pojazdu, który był przekonany, że pasażerem jest mężczyzna, który wcześniej prosił o podrzucenie go do Śródmieścia. Po drodze kierowca zatrzymał się jednak koło budki z piwem, żeby oblać nowe mieszkanie, które akurat dostał. Zaprasza pasażera do wspólnego świętowania. Traf jednak chciał, że niedaleko ruchem kieruje milicjant – ojciec Maciusia – do którego chłopiec podbiega ze skargą, że panowie nie pokazali mu obiecanego samolotu. Kierowca był natomiast przekonany, że mały poszedł nakablować milicjantowi że pił on piwo i prowadził pojazd. Rozczarowany zachowaniem chłopca kierowca bezceremonialnie wystawia bagaż Włocha z samochodu i odjeżdża, zostawiając Romanellego na środku ulicy. Zaskoczony Francesco próbuje jeszcze zatrzymać odjeżdżający samochód.Nie lubię poniedziałku

UN ITALIANO VERO – PRAWDZIWY WŁOCH

Francesco nie wie, co ma robić. Usiłuje zatrzymać taksówkę, ale trafia na warszawskiego taksówkarza, który wcześniej został wystawiony do wiatru przez pasażera, którego miał odwieźć do Maszynohurtu, dlatego też drugi raz nie daje się nabrać – nie ma głupich – i odjeżdża z piskiem opon. Włoch zatrzymuje więc przechodzącą panią z pieskiem i wręcza jej wizytówkę z adresem, pod który ma się dostać. Pani nie ma jednak okularów i nie może odczytać, co jest napisane na kartce. Zdesperowany Romanelli zaczyna tłumaczyć po włosku, co mu się przydarzyło i prosi o pomoc. Pani orientuje się, że ma do czynienia z Włochem i postanawia oprowadzić turystę po Warszawie.

Włoch kończy swój monolog dość niewyraźnie i niestety nie jestem pewna, jakie słowa wypowiada na samym końcu. Ogólny sens jest jednak taki, że musi podpisać umowę z ministrem.

Nie lubię poniedziałku

PROBABILMENTE IN INGLESE – DALEJ TO CHYBA PO ANGIELSKU

W pewnym momencie zaaferowana opowiadaniem o stolicy pani nie zauważa, że piesek wskakuje do tramwaju, drzwi się za nim zamykają, tramwaj odjeżdża i właścicielka zmuszona jest za nim biec. Francesco znów zostaje sam. Podchodzi więc do grupki mężczyzn, wręcza im wizytówkę i prosi o pomoc. Panowie próbują odczytać napisy po angielsku.

Nie lubię poniedziałku

SIGNORI, AIUTEREMO? – PANOWIE, POMOŻEMY?

Widząc, że mężczyźni nie potrafią odczytać tego, co jest napisane na wizytówce, Włoch próbuje im wytłumaczyć, że musi się dostać do Maszynohurtu. Panowie w końcu dochodzą do wniosku, że pytającemu nawalił samochód i postanawiają mu pomóc. Francesco wsiada do czerwonego samochodu Łazuki, a następnie obserwujemy auto popychane przez grupę chętnych do pomocy panów. Jest to jedna z piękniejszych scen filmu, widzimy bowiem różne miejsca Warszawy. Jest to też scena niezwykle komiczna, bo Francesco początkowo siedzi na miejscu pasażera, a pojazd porusza się bez kierowcy.

Nie lubię poniedzaiłku

T`INSEGNIO IO! – JUŻ JA CIĘ NAUCZĘ!

Przejechawszy rozmaite zakątki Warszawy, Francesco cudem unika zderzenia czołowego z ciężarówką i wjeżdża do warsztatu samochodowego. Przypadkowo spotyka tam warszawskiego taksówkarza. Kierowca rozpoznaje w nim pasażera, który chciał jechać do Maszynohurtu – taksówkarz jest pewien, że znalazł cwaniaczka, który go oszukał, każąc mu jechać na pusto, podstępem zwabia więc Włocha do bagażnika samochodu, żeby go wywieźć z warsztatu i dać mu nauczkę.

Nie lubię poniedziałku

PER TUTTI I DIAVOLI! – WSZYSCY DIABLI!

Po drodze taksówkarz spotyka jednak zaopatrzeniowca z Sulęcic, którego rozpoznaje po jego słynnym powiedzonku „kurka wodna”. Wie już, że to cwaniaczek, którego poszukuje, łapie więc za to, co ma pod ręką i bez namysłu biegnie za oszustem, zostawiając otwartą taksówkę. Z zamieszania korzysta wnuczek, który „pożycza” samochód, aby odwieźć dziadka na uroczystość otwarcia nowej tysiąclatki. Chłopak odjeżdża, nie wie jednak, że na pokładzie ma pasażera, który nagle zaczyna się dobijać i krzyczeć. Przestraszony odgłosami wnuczek uderza w syrenkę artysty. Uderzenie powoduje, że tylne siedzenie się odchyla i Francesco zostaje wreszcie uwolniony z bagażnika. Chłopak ucieka, a Włoch próbuje się wykaraskać z samochodu, przeklinając, na czym świat stoi.

Nie lubię poniedziałku

UN INDIVIDUO MOLTO INDISCIPLINATO – BARDZO NIEZDYSCYPLINOWANA JEDNOSTKA

Skołowany Romanelli próbuje przejść przez ulicę w niedozwolonym miejscu, zostaje zatrzymany przez harcerzy, który pomagają milicjantowi.

Nie lubię poniedziałku

AIUTO! – POMOCY!

Zdesperowany Francesco prosi o pomoc milicjanta, opowiadając mu o swoich pechowych przygodach.

Nie lubię poniedziałku

HA UNA MOGLIE? – ŻONA JEST?

Plutonowy nic jednak nie rozumie i sądzi, że Włoch chce się wykręcić od mandatu i dlatego opowiada o wydumanych problemach. W końcu milicjant pokazuje zdjęcie swojej żony i pyta, czy Romanelli również jest żonaty.

Nie lubie poniedziałku

TUTTE LE POLACCHE SONO BELLE – WSZYSTKIE POLKI SĄ FAJNE

Milicjant nagle wpada na pomysł, że mógłby pomóc rozwiązać problem żony, która ma manko w biurze matrymonialnym – brakuje im w rejestrze obcokrajowca. Przekonuje więc Włocha, że Polki są piękne i zawozi go do biura swojej żony, aby wybawić ją z kłopotu.

Milicjant miesza jednak liczbę pojedynczą i mnogą – mówi bellissime ragazza (piękne dziewczyna), a powinien był powiedzieć bellissime ragazze (piękne dziewczyny).

Nie lubię poniedziałku

MIA MOGLIE – MOJA ŻONA

Milicjant zawozi Włocha do biura matrymonialnego i przedstawia mu swoją żonę, która jest tam kierowniczką.

Nie lubię poniedziałku

MAGNIFICO! – WSPANIAŁY!

Francesco nie ma pojęcia, co się dzieje, ale jest gentlemanem (wł. gentiluomo), przedstawia się więc z galanterią. Żona milicjanta jest zachwycona kulturalnym i przystojnym Włochem!

Nie lubię poniedziałku

QUANTO IMPAZIENTE! – JAKI NIECIERPLIWY!

Kierowniczka biura matrymonialnego zakłada Romanellemu kartę, dzięki czemu redukuje manko, i z miejsca przedstawia Włocha odurzonej zapachami perfum klientce, która odrzuciła wcześniej trzysta siedemdziesięciu dwóch kandydatów i wolałaby Hiszpana, ale że Włoch był dostępny od ręki, postanowiła go pokwitować i wypróbować. Francesco i Marianna wybrali się na romantyczną przejażdżkę dorożką, a następnie zaszyli się w zaciszu sklepu, w którym pracowała kobieta. Romanelli był zachwycony temperamentną Polką, cały czas miał jednak z tyłu głowy powód, dla którego przyjechał do Warszawy – próbował wytłumaczyć pięknej warszawiance, że czeka na niego minister.

Nie lubię poniedziałku

COSA DEVO FARE? – CO JA MAM ROBIĆ?

Francesco porozumiewał się z oczarowaną nim Marianną za pomocą mowy ciała i poprzez nazwy perfum, które mu pokazywała. Na jednej z buteleczek był napis SEX. Włoch zrozumiał aluzję i był w rozterce.

Nie lubię poniedziałku

SCAPPA PRIMA CHE SIA TROPPO TARDI – UCIEKAJ, ZANIM BĘDZIE ZA PÓŹNO

W końcu jednak Francesco postanawia, że najpierw obowiązki, a potem przyjemności. Cichaczem wymyka się więc ze sklepu, z żalem zostawiając ponętną sprzedawczynię.

Nie lubie poniedziałku

DOVE SEI? – GDZIE JESTEŚ?

Owinięta w folię Marianna nawołuje Włocha uwodzicielskim tonem, jednak Francesco przepadł jak kamień w wodę. Gdy do sprzedawczyni dociera, że Romanelli dał nogę, kobieta zalewa się łzami.

Włoskiej wstawki równie dobrze można by nie tłumaczyć, w kontekście tej sceny użyte słowa można rozumieć jednak dwojako: jako tytuł pieśni ’O sole mio, która znana jest zarówno w interpretacjach operowych, jak i muzyki rozrywkowej, a także jako czuły zwrot oznaczający „słoneczko”.

Nie lubię poniedziałku

QUALCUNO MI AIUTI – NIECHŻE KTOŚ MI POMOŻE

Francesco zbiegiem okoliczności znalazł się przed budynkiem poczty i oddziału PKO, kiedy spadł na niego materiał, na którym było napisane POMOCY. Ludzie od razu zaczęli wypytywać, o co chodzi i tak mocno napierali na Włocha, że cały tłum znalazł się nagle wewnątrz budynku, w którym w tym momencie dokonywano rabunku. Romanelli popchnął złodzieja, tym samym udaremniając napad.

Nie lubię poniedziałku

FINALMENTE! – NARESZCIE!

W całym zamieszaniu Wocha odnaleźli wreszcie dyrektor Maszynohurtu i jego asystent. I oni znaleźli się tam przypadkiem, biegali bowiem po mieście w poszukiwaniu Romanellego, chcieli jednak zatelefonować, żeby się upewnić, czy przypadkiem kontrahent sam już nie dojechał na miejsce. Aparat w budce telefonicznej był niestety zepsuty, dlatego też postanowili skorzystać z tego na poczcie. A tam – niespodzianka! Włoski przemysłowiec wreszcie się odnalazł!

Nie lubię poniedziałku

TUTTO È BENE QUEL CHE FINISCE BENE – WSZYSTKO DOBRE, CO SIĘ DOBRZE KOŃCZY

Na szczęście wszystko udało się załatwić o czasie – Romanelli zdążył na spotkanie z ministrem i podpisanie umowy międzynarodowej o wymianie maszyn rolniczych, która miała przynieść kres problemom ze sznurkiem do snopowiązałek. Francesco myślami był jednak z piękną Marianną, którą postanowił odnaleźć. Pomagali mu w tym dyrektor Maszynohurtu wraz z asystentem i kierowcą, którzy jeździli za Romanellim po ulicach Warszawy. Włoch za wszelką cenę próbował odszukać pawilon, w którym pracowała ponętna warszawianka. W końcu dostrzegł ją akurat w momencie, gdy zamykała sklep. Z uśmiechem zaciągnął ją do środka, a Polka była przeszczęśliwa, że znów widzi swojego przystojnego Włocha, któremu, jak widać, zdążyła już wybaczyć wcześniejszą ucieczkę. Dla nich ten poniedziałek nie był więc taki pechowy!

Nie lubię poniedziałku

LAURKA DLA WARSZAWY

Często wspomina się o tym, iż film Nie lubię poniedziałku jest swoistą laurką dla Warszawy, ukazuje bowiem jej najpiękniejsze miejsca z przełomu lat 60. i 70. Sam reżyser wspominał w wywiadzie podczas pokazu odświeżonej wersji filmu, że w jego mniemaniu film miał pokazywać, że nie tylko Warszawa jest piękna, ale piękne są też Polki. Właściwie każdy kadr wygląda na przestudiowany i absolutnie nieprzypadkowy. Mimo że znający Warszawę widz wie, że trasa samochodu, w którym Francesco się przemieszcza popychany przez grupę ochotników jest nielogiczna i być może nawet awykonalna, to scenki są tak piękne, a całe ujęcie tak sympatyczne, że bynajmniej nie przeszkadza to ani nie śmieszy jak w bollywoodzkim filmie kręconym w Warszawie kilka lat temu.

Na słupie ogłoszeniowym, z którego milicjant zdziera plakat, aby zdobyć na nim autograf Bohdana Łazuki, znajduje się również m.in. plakat z filmu Jak rozpętałem II wojnę światową w reżyserii Tadeusza Chmielewskiego, czyli reżysera filmu Nie lubię poniedziałku – dziś ten zabieg nazwalibyśmy easter egg.

Warto zwrócić uwagę podczas oglądania filmu na to, jak zmieniła się Warszawa – zobaczymy Rondo de Gaulle’a bez palmy, wyburzony już budynek, który grał Maszynohurt przy Kasprzaka, tory tramwajowe biegnące innymi niż dziś trasami, trolejbusy jeżdżące po warszawskich ulicach, Pawilon meblowy Emilia jeszcze przed wyburzeniem, starą Rotundę czy pomnik Nike przy Placu Teatralnym.

Znakomici aktorzy, kolorowe kadry, reżyseria Tadeusza Chmielewskiego, wpadająca w ucho muzyka Jerzego Matuszkiewicza, scenografia Haliny Dobrowolskiej i zdjęcia Mieczysława Jahody – oto przepis na sukces! Komedia ta sprawi, że uśmiechną się nawet największe ponuraki i to w poniedziałek! Chociaż w czasie przeglądu materiałów po nagraniu film w ogóle ponoć nie śmieszył, ponieważ był zbiorem pourywanych kawałków.

Nie lubię poniedziałku

Nie lubię poniedziałku

Nie lubię poniedziałku

Nie lubię poniedziałku

Nie lubię poniedziałku

Nie lubię poniedziałku

Nie lubię poniedziałku

Nie lubię poniedziałku

Nie lubię poniedziałku

Nie lubię poniedziałku

Nie lubię poniedziałku

Nie lubię poniedziałku

Nie lubię poniedziałku

Nie lubię poniedziałku

Nie lubię poniedziałku

Nie lubię poniedziałku

Film kończy fragment wiersza Antoniego Słonimskiego, który został nieco zmieniony za zgodą poety po to, aby brzmiał bardziej optymistycznie. Wiersz cytuje zakochany młodzian wprost do domofonu bloku przy obecnym Pasażu Wiecha (mija po drodze napis Sawa – jednego z budynków Domów Centrum). W oryginale wers brzmi: Gdy w sennej martwocie trwasz, młodzieniec mówi natomiast: Gdy w sennym marzeniu trwasz, co miało zabrzmieć zapewne zdecydowanie pogodniej. Utwór Słonimskiego cytował Andrzej Nardelli, wspaniale zapowiadający się młody aktor, który niestety zmarł tragicznie w wieku 25 lat, jego interpretacja została jednak zapamiętana na zawsze.

Cichnący słychać w oddali
Jęk zamykanych bram,
I otośmy z sobą zostali
Tej nocy znów sam na sam.

W tę jedną godzinę przed świtem,
Gdy w sennym marzeniu trwasz,
Odkrywam zasnutą błękitem
Twą młodą, Warszawo, twarz.

Nie lubię poniedziałku

Ciao, ragazzi! Miłego poniedziałku!

2 Responses

  1. Beata Żet

    Kapitalny wpis, dziękujemy!!!
    Miłośnicy „Nie lubię poniedziałku”

Skomentuj Vars_i_Sava Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *