Sentymentalna wizyta w Café Bristol

Pośród naszych eskapad w cyklu VarSavskie Dekady nie mogło zabraknąć wizyty w Café Bristol, słynnej warszawskiej kawiarni otwartej w 1901 r. W serii POZNAJEMY WARSZAWĘ POPRZEZ ARCHITEKTURĘ postanowiliśmy sprawdzić, czy w odrestaurowanych wnętrzach da się jeszcze poczuć klimat przedwojennej stolicy. Nie ukrywamy, że ciekawiło nas również, ile wyniesie rachunek za herbatę i sernik.

Café Bristol

CAFÉ BRISTOL

Café BristolCafé Bristol otwarto jeszcze przed inauguracją hotelu, 22 października 1901 r. Kawiarnię usytuowano w suterenach i na pierwszym piętrze budynku. Miało to być eleganckie miejsce spotkań, urządzone gustownie i elegancko. Właściciel, Stefan Nitzche, wyposażył kawiarnię w najnowocześniejsze urządzenia. Kawiarnia, w odróżnieniu od pozostałych warszawskich lokali, czynna była od 2 w nocy, można więc było wybrać się tu po spektaklu.

Echa wspomnień bezsprzecznie unoszą się w Café Bristol już od progu. Siadając przy marmurowym stoliku, można wyobrazić sobie przedwojenną bohemę, która spędzała tu czas. Atmosfera faktycznie jest dość podniosła, a sam wystrój wnętrza na początku nieco onieśmiela. Było już dosyć późno (kawiarnia czynna jest do 20:00) i zajętych było tylko kilka stolików, razem z nami w lokalu było może 7 osób, ale to pozwoliło nam spokojnie rozejrzeć się po wnętrzu, a nawet obejrzeć z bliska zawieszone na ścinach zdjęcia w złotych ramach, które stwarzały bardzo przyjemny klimat – zerkają z nich m.in. Ignacy Jan Paderewski i Eugeniusz Bodo. Złocenia napotykamy zresztą na każdym kroku, co w połączeniu z kryształowym oświetleniem i przeszklonymi ladami komponuje się bardzo stylowo.

Czy można się tu poczuć jak w wiedeńskiej kawiarni? Jak najbardziej! Zajęliśmy lożę pod oknem i, zanim podeszła kelnerka z menu, z zaciekawieniem rozglądaliśmy się po wnętrzu.

Café Bristol
Hotel Bristol. ok. 1901 r.
Café Bristol
Przed Bristolem, Piórkiem o Warszawie, Włodzimierz Bartoszewicz

Café Bristol Café Bristol Café Bristol Café Bristol Café Bristol

Jako że nie pije kawy, a Vars chciał dotrzymać mi smakowego towarzystwa, zamówiliśmy herbatę – a wybór jest całkiem spory. Zdecydowaliśmy się na waniliową i wiśniową. Podawana jest w osobnych imbryczkach, można więc kontrolować moc naparu. Wiśniowa niezbyt przypadła mi do gustu, ale waniliowa była naprawdę aromatyczna. Skusiliśmy się też na ciasto, ale tylko jedno – właściwie tylko z ciekawości i łakomstwa. Wybraliśmy sernik, podany był z dwoma sosami: waniliowym i malinowym. Malinowy był nieco za słodki, a waniliowy – za mało wyraźny. Za to sernik rozpływał się w ustach! Miał bardzo dobrą konsystencję, kruchy spód i odpowiednią słodkość.

Café Bristol Café Bristol Café Bristol Café Bristol  Café Bristol Café Bristol

Czy w tak eleganckim miejscu można się do czegoś przyczepnic? Ano można. Recenzje Café Bristol są naprawdę skrajne. Początkowo myśleliśmy, że są złośliwe i przesadzone, ale po wizycie w lokalu musimy przyznać, że pod niektórymi z nich moglibyśmy się podpisać. Najmniej przypadł mi do gustu kolor menu. Być może miał nawiązywać do innych elementów w niebieskawych czy granatowych kolorach, jednak pula niebieskości jest bardzo zdradliwa, bardzo ciężko dopasować do siebie kilka odcieni, żeby się nie gryzły. Z całym szacunkiem do doświadczenia studia architektonicznego, które jest odpowiedzialne za rewitalizację – kolor okładki menu im nie wypalił. Muzyka nie jest za głośna i wprowadza przyjemny nastrój, jednak światła jest zdecydowanie za dużo. W takim lokalu powinno nam towarzyszyć bardziej nastrojowe, przyciemnione oświetlenie. Być może nie powinniśmy się czepiać, gdyż pora była już późna, jednak okruchy na podłodze i sąsiednim stoliku nie wyglądały zbyt zachęcająco. Zdziwiły nas też rozmiary podanych sztuców – zapewne nie znamy się na obecnie obowiązującym savoir-vivrze, jednak łyżka wydawała się większa od porcji sernika… Niezbyt komfortowy był też widok wózka, który z łoskotem wjechał na salę ni z tego, ni z owego, obijając się o drzwi. Cały romantyzm w jednej chwili się ulotnił i poczuliśmy się jak w przeciętnej knajpie, a nie eleganckim lokalu z ponad stuletnią tradycją.

Za dwie herbaty i ciasto zapłaciliśmy mniej, niż się spodziewaliśmy, chociaż według wielu opinii to ceny dla warszawki i bogatych turystów – nie przeczymy. Ale jako że więcej tu pewnie nie wrócimy, ponieważ w takich lokalach bywamy bardzo rzadko, a na mieście nie stołujemy się głównie ze względów zdrowotnych, nie żałujemy.

To był całkiem miły wieczór, nie licząc kilku wpadek, eskapadę uważamy więc za udaną. Warto wybrać się do Bristolu również po to, aby zobaczyć Ścianę sław – instalację inspirowaną ciągiem Fibonacciego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *