Wuzetka, czyli słodki symbol Warszawy

Wuzetka to królowa warszawskich wypieków. Tak stereotypowo się mniema. Szczerze powiedziawszy niekoniecznie się z tą teorią zgadzamy jeśli chodzi o smak, natomiast skojarzenie faktycznie mocno trzyma się jednego toru. Z cyklu POZNAJEMY WARSZAWĘ POPRZEZ KUCHNIĘ zapraszamy dziś na nasze pierwsze zmagania z – co tu dużo mówić – kultowym warszawskim ciastkiem, czyli wuzetką. A przynajmniej tak do tej pory myśleliśmy…

wuzetka

 

DATOWANIE

Przy okazji zorganizowanego jakiś czas temu konkursu na nowy cukierniczy symbol stolicy, powróciła kwestia konkursu sprzed kilku dekad oraz tego, czy wtedy wuzetka ów konkurs wygrała czy nie wygrała. No cóż, szczerze musimy się przyznać, że jeśli już, to bardziej zaskoczyło nas to, że ktoś wpadł na pomysł zdetronizowania wuzetki… Czy w ogóle jest możliwe, żeby z dnia na dzień wymazać z pamięci, serc i podniebień konotację, która funkcjonuje od lat? Był konkurs, zgłosili się więc chętni do udziału w nim, nie ma się co dziwić, ale czy tak z marszu umielibyśmy powiedzieć, jak się nazywa albo jak wygląda ciastko, które ów konkurs wygrało? :> Ale o tej historii porozmawiamy innym razem, dziś skupmy się jednak na wuzetce. Jeśli chodzi o nazwę, to teorie różnią się między sobą, zgodność panuje natomiast co do datowania receptury czekoladowego tortu – podaje się mianowicie przełom lat 40. i 50.

W moim (Savy) życiu wuzetka była od zawsze. Pamiętam wizyty w maleńkiej kawiarni Perełka, która mieściła się przy Wolskiej. Lokal miał raptem kilka metrów kwadratowych, z jednej strony stała witryna, za którą wystawione były słodkości, a z drugiej – blat i wysokie stołki barowe, na które ciężko się było wdrapać. Zamawiało się wuzetkę, sernik, pączka, do tego kawę, a dla dzieci – obowiązkowo pepsi-colę, która śmiesznie buzowała i jakoś tak umiała zaczarować, że bąbelki uchodziły nosem. Niestety nie pamiętam, czy wuzetka była popularna do tego stopnia, że mogłaby być zestawem obowiązkowym w konkursie o Złotą Patelnię, ale prawdopodobnie tak. Czy ktoś potrafi przejść obojętnie obok tej sceny?

 

NAZWA

Tu się zaczynają prawdziwe schody, bo nie dość, że istnieje co najmniej kilka wersji pochodzenia nazwy, to na dodatek sam zapis również nie jest konsekwentny. Spotkaliśmy się z wieloma sposobami zapisu tej nazwy: WZ, W-Z, W-Z-ka, W-Z ka, Wzk, WZKa, W-Z tka, W-Z-tka, WZtka, WZ tka, WuZetka, WuZETka i wreszcie znana, uproszczona wuzetka. Który rodzaj zapisu stosujecie? A może znacie jeszcze jakąś inną wersję? Vars napisałby WZ, natomiast Sava – W-Z albo wuzetka.

Co do nazwy, to według pierwszej teorii pochodzić ma od skrótowca WZC – wypiek z czekoladą. Ale gdzie w takim razie gdzie wcięło „c”…? Ano może zastąpiono go „k” i tak powstał wypiek z kremem, czyli WZK?

Andrzej Blikle trzyma się innej wersji, według której nazwa ciastka wzięła się od  Trasy W-Z, czyli Trasy Wschód-Zachód, wybudowanej z funduszów całego społeczeństwa wysiłkiem ludu pracującego Polski. Warszawa odbudowywała się po wojnie, Trasa W-Z ze swoim tunelem była nie tylko szczytem nowoczesności i powodem do dumy, ale wręcz symbolem stolicy, więc mogłoby się zgadzać, że chciano dodatkowo podkreślić to w nazwie deseru. Varsavianista Jarosław Zieliński wysnuł teorię, że ciastko powstało co prawda w 1949 roku, co zbiegło się z oddaniem do użytku trasy, ale pod nazwą przypominającą o tejże trasie zasłynęło dopiero kilka lat później w kawiarni W-Z koło kina Muranów, gdzie sprzedawano wuzetkę jako firmowe cistko. Według jeszcze innej teorii na pomysł nazwy miał wpaść cukiernik z Grochowa.

Tomasz Stykowski łączy te wersje w trzeciej teorii: od 1959 r. właścicielem Warszawskich Zakładów Ciastkarskich (WZC) był jego ojciec, Aleksander Stykowski, konkurent Bliklego. Receptura pochodziła z przełomu lat 40. i 50., czyli z okresu oddania Trasy W-Z, ale torciki w znanej wszystkim formie produkowane miały być jedynie przez zakłady WZC i dostępne w sieci cukierni i sklepach firmowych Caramago. Na początku lat 70. wielu byłych pracowników zakładów WZC założyło własne cukiernie i rozpowszechniło wyrób oraz sprzedaż czekoladowych torcików na szeroką skalę.

Która wersja wydaje się Wam najbardziej prawdopodobna? A może znacie jeszcze jakąś inną? My znamy. Nie tylko z internetu, ale też z uczelnianych korytarzy, zasłyszaną od studenta z Wielkopolski, studiującego na Uniwersytecie Warszawskim. Próbowałam podpytywać kolegów, które ciastko kojarzy im się z Warszawą. Jakież było moje zdziwienie, gdy nagle rozpętała się słowna wojna o prawa do wuzetki! Kolega z Wielkopolski twierdzi mianowicie, że nazwa ciastka pochodzi od nazwy kawiarni Ekspressowa W-Z, która mieści się przy ul. Fredry 12 w Poznaniu. Przez jakiś czas lokal nosił nazwę Wielkopolska Zagroda, raz była to kawiarnia, raz restauracja z dancingiem i kabaretem, ale za to ponoć od zawsze serwowano tam czekoladowy torcik z bitą śmietaną, łudząco podobny do tego warszawskiego. Kolega bije się w pierś i, przytaczając opowieści zasłyszane od dziadków, twierdzi, że wuzetka najpierw była specjalnością tejże kawiarni, a dopiero później stała się się znana w Warszawie, a z racji tego, że warszawska budowa Trasa W-Z odbiła się szerokim echem po całej Polsce i słyszał o niej każdy, to nazwa przylgnęła do Warszawy, a nie do Poznania.

I tak oto nasz warszawski świat legł w gruzach…

Jakom żywa, przyznaję, że nigdy nie słyszałam o podobnej teorii, Vars również. Ale widać mało jeszcze wiemy i dużo musimy się nauczyć. Może nie słuchaliśmy uważnie, a może nie chcieliśmy słyszeć, bo tak było wygodniej, ale naprawdę trudno pogodzić się z informacją, że coś, co od urodzenia traktowało się jako warszawski symbol, miałby nim być właściwie tylko przez przypadek…

I co teraz? Jak żyć, drodzy warszawiacy, jak żyć?

Stała się rzecz dziwna, bo osobiście nie jestem fanką smaku wuzetki, ale po usłyszeniu tych rewelacji, obdarzyłam jeszcze większym sentymentem ten mały, czekoladowy torcik z białym kleksem. Znalazło się dla niego stałe miejsce jeśli nie w żołądku, to na pewno w sercu. Syndrom grupowego myślenia? Być może, ale nic na to nie poradzę. Nazwa ciastka od zawsze kojarzy mi się z Trasą W-Z. Łączy ona dwa przeciwstawne kierunki, samo ciastko też jest zestawieniem takich kontrastów, wszystko więc znakomicie mi tu pasuje. A poza tym chcielibyśmy uściślić jedną rzecz: bynajmniej nie twierdzimy, że poznańska teoria jest słuszna, po prostu załączamy ją do artykułu na temat wuzetki jako ciekawostkę. Jeśli są tu jacyś eksperci, którzy mogliby tę tezę potwierdzić lub jej zaprzeczyć, to chętnie dowiemy się czegoś więcej.

 

PRZEPIS

Nie, wuzetka nie jest moim ulubionym deserem. Po pierwsze – ze wszystkich łakoci najbardziej lubię boczek. Po drugie – nie przepadam za ciastami jako takimi, nie lubię i nie umiem ich piec. Jeśli na nasz stół wyjeżdża jakiejś domowej roboty ciasto, jest ono autorstwa Varsa, ja jestem ta od makaronów, ziemniaków i mięs. I po trzecie – pewnie to dziwne, ale nie lubię czekoladowych ciast. W ogóle nie przepadam za niczym, co ma smak czekolady, a czekoladą nie jest. Żadne lody, żadne koktajle, żadne desery. Czekolada powinna mieć kształt tabliczki i tyle w temacie.

Ale cóż, skoro jeszcze do niedawna żyliśmy w świadomości, że wuzetka jest cukierniczym symbolem warszawy, to koniecznie chcieliśmy sami spróbować ją upiec, mimo że w przepisie jest czekolada. Wyczytaliśmy też, że – podobnie jak śpiewać – tak i piec wuzetkę każdy może, nie pozostało więc nic innego, jak tylko zakupić odpowiednie składniki i przystąpić do dzieła!

Aha, ważna sprawa – nasza wuzetka nie ma sera i mieć go nie będzie. Nie ma też marmolady ani alkoholu. Taką wersję znamy i taką też postanowiliśmy przygotować. MY, to znaczy, że Vars mieszał składniki, piekł ciasto i składał wszystko do kupy, a Sava stała nad nim jak kat nad dobrą duszą i dorzucała swoje trzy grosze. I wygładzała polewę, tylko ją w ten sposób mocniej falując. Ale COŚ przecież robić musiała.

WUZETKA

/miejcież litość!/ warszawska

 

BISZKOPT
6 jaj
150 g cukru
100 g mąki tortowej
30 g gorzkiego kakao
napar z herbaty

Wszystkie składniki, zwłaszcza jaja, powinny być w temperaturze pokojowej. Najlepiej też wybrać cukier o drobnych kryształkach. Mąkę przesiać (proces ten ją napowietrzy, dzięki czemu ciasto będzie pulchne – użyliśmy do tego zwykłego sita), dodać kakao, również przesiane. Białka oddzielić od żółtek, białko ubijać do spienienia, następnie przy zwiększonych obrotach dodawać po trochu cukier i całość ubić na puszysty, błyszczący krem. Wciąż ubijając, dodać pojedynczo żółtka, utrzeć całość do uzyskania jednolitego koloru. Do mąki i kakao dodać ubite jaja (na ciężkie składniki najlepiej nakładać lekkie, żeby piana nie opadła) i delikatnie wymieszać. Prostokątną blachę wyłożyć papierem do pieczenia, nadgorliwi mogą wysmarować brzegi masłem, a papierem wyłożyć samo dno. Masę ostrożnie wyłożyć na blachę, delikatnie wyrównać powierzchnię (np. przy użyciu łyżki maczanej w gorącej wodzie) i piec w temperaturze 180° przez około 30 minut (patyczek musi być suchy).

Po tym czasie formę wyjąć z piekarnika i odstawiać do przestudzenia, następnie wyjąć ciasto z blachy (każdy ma swoje sposoby, Vars nakłada na blachę deskę do krojenia, blachę i deskę odwraca, zdejmuje formę, gdy jest jeszcze w miarę ciepła, a sam papier – dopiero po lekkim przestygnięciu). Gdy ciasto całkowicie wystygnie, przeciąć je na dwie równe warstwy (można użyć długiego noża lub nici, od biedy również dentystycznej). Zdjąć górną warstwę na osobną deskę/tacę. Obie warstwy polać dokładnie naparem z herbaty, która może być gorzka lub słodzona, rzecz gustu. Herbatę można zastąpić alkoholem (np. wiśniówką), ale my z tego zrezygnowaliśmy – nie przepadamy za alkoholowymi deserami. Na dolną warstwę można nałożyć marmoladę – również pominęliśmy ten krok. Ciasto nasączać tuż przed nałożeniem bitej śmietany i połączeniu warstw, aby nasączone cisto nie leżało zbyt długo i się nie rozpadło w czasie składania warstw.

 

MASA ŚMIETANOWA
500 ml śmietany kremówki
żelatyna
3 łyżki cukru pudru

Śmietana dla odmiany musi być dobrze schłodzona, schłodzić (w lodówce lub zamrażarce) można również miskę i trzepaczki, których będziemy używać do ubijania. Mimo wcześniejszego schłodzenia, śmietana nijak nam się ubić nie chciała, więc powstał chwilowy dramat. Powędrowała nazad do lodówki, a żelatyna rozpuszczona w gorącej wodzie spokojnie sobie w tym czasie wystygła. Kolejne podejście dziwnym trafem ubiło śmietanę, po trochu dodawaliśmy do niej cukier puder. Aby uniknąć powstania grud z żelatyny, najlepiej dodać do niej kilka łyżek ubitej śmietany, delikatnie rozprowadzić i dopiero taką masę dodać do śmietany. Jeśli ktoś nie używa żelatyny, można spróbować innych usztywniaczy, np. agar-agar lub, od biedy, śmietanfix. Ubitą masę śmietanową nałożyć na dolną warstwą biszkoptu i przykryć ją drugą warstwą. Od góry też można nasączyć biszkopt, o ile zamierzamy spałaszować ciasto w miarę szybko – jest obawa, że płyn rozwodni śmietanę. Część ubitej masy odłożyć do dekoracji.

 

POLEWA
gorzka czekolada
mleczna czekolada
śmietana kremówka

Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej (czyli na garnek z wodą nałożyć miskę, do której wrzucamy składniki). Rozpuszczoną masę czekoladową nałożyć na biszkopt, jednak należy pamiętać, że w tej wersji zastygnięta na cieście czekolada będzie twarda. Aby tego uniknąć, do czekolady trzeba dodać śmietanę, a najlepiej odwrotnie, czyli podgrzać w garnku śmietankę, a po zdjęciu z palnika, wrzucić do niej rozdrobnioną czekoladę i całość utrzeć na jednolitą masę. Nie dodawaliśmy śmietanki, a chrupiąca, twarda czekolada w ogóle nam nie przeszkadzała. Czekoladową masę jednak ciężej rozsmarować, nawet podgrzanym nożem, dlatego też polewa nie wyszła nam idealnie gładka. Ale nie szkodzi, wyglądało to bardzo artystycznie.

Na lekko zastygniętej polewie dobrze jest przejechać nożem, rysując kratownicę, według której wytniemy potem porcje ciasta. Wuzetka krojona jest najczęściej na równe i miłe dla oka kubiki. Każdy z nich udekorować trzeba na koniec kleksem z masy śmietanowej. Jeśli nie mamy rękawa cukierniczego, to najprościej włożyć masę do plastikowej torebki i wyciąć w rogu małą dziurkę. Trzeba też poćwiczyć z boku tworzenie śmietankowych różyczek, zanim nałożymy krem na ciasto – szkoda byłoby ubrudzić ciemną polewę, gdyby coś nie wyszło. Nam wyszły raczej piramidki niż różyczki, ale też wyglądały całkiem ładnie. W sieci widzieliśmy zdjęcia z wuzetką ozdobioną również kandyzowaną wisienką – próbowaliśmy szukać w pamięci, czy widywaliśmy jakieś dodatkowe dekoracje na czekoladowym torciku z czasów dzieciństwa, ale nic takiego nie byliśmy w stanie sobie przypomnieć.

A oto efekt naszych zmagań:

wz

 

PODSUMOWANIE

Chyba nawet największy sentyment nie nakłoniłby mnie do zamówienia wuzetki w kawiarni. Do jej wykonania potrzebne są oczywiście dobrej jakości składniki, zwłaszcza śmietana, kakao i czekolada. Nasze produkty do złych nie należały i pewnie ciasto wyszło nawet smaczne, tylko po prostu to nie jest połączenie, które zadowala moje kubki smakowe. Mnie niezbyt smakowało, nie miałam w żadnym razie ochoty nawet na najmniejszą dokładkę, ale Vars zajadał ze smakiem. Masa serowa z pewnością złagodziłaby wyczuwalną gorycz czekoladowego biszkoptu, ale to nie jest połączenie, które pamiętamy, przynajmniej tak nam się kojarzy. Czy jest to ciasto, które każdy może sam upiec i przyozdobić? Pewnie tak, chociaż może nie wyglądać jak to zapamiętane z dawnych czasów. Niektórym rzecz jasna nie sprawi to żadnej różnicy, ja jednak pamiętam równe, proporcjonalne warstwy ciasta, gładką jak lustro taflę czekolady na wierzchu i wręcz idealne różyczki z bitej śmietany, toczka w toczkę takie same, więc gdzieś podświadomie pewnie taki efekt chciałam na koniec zobaczyć. Nasz torcik może wyglądał i smakował nieco inaczej, ale za to uciechy w kuchni było co niemiara! Was również zachęcamy do warszawskich eksperymentów kulinarnych!

Smacznego!

 

 

 

 

12 Responses

  1. Dreptak Zenon

    No i całkiem odbrązowiliście to ciastko! Ja bym zjadł, co z tego kiedy od lat mi nie wolno! Ale zrobić i tak miałem. :)
    Flaki zaliczyłem, a jakże! Na zasmażce i bez zasmażki. Potem część obu wymieszałem. Z przypraw dałem ziele, listek, pieprz, czosnek, majeranek i cząber. Ten ostatni polecam, bo świetnie smak uzupełnił. Niestety nie odważyłem się na łojowe pulpety – łój nadal leży w zamrażarce, szczelnie owinięty folią, żeby nie jełczał. Co byście powiedzieli na pudding?

    • Vars i Sava

      A cóż to znaczy: odbrązowiliście? :>
      Cząber w takim razie koniecznie dodamy następnym razem! A na łojowe pulpety nadal liczymy, że kto innym pierwej się odważy i opowie co i jak ;)

      Pudding na słodko czy w formie kiszki kaszanej? A masz dobry przepis?

      • Dreptak Zenon

        Jest brązowa i zwyczajna – gra słów taka. :)
        Przepisu na taki pudding nie mam, ale słyszałem że można, a nawet trzeba?. Miałem nadzieję, że może w Stolicy Betonu robią??? :D :D :D

        • Vars i Sava

          W takim razie przepisu poszukamy, a jakbyś znalazł coś ciekawego, to daj znać! Nadal jednak nie wiemy, czy o kichę chodzi? :>

  2. tomek

    Wuzetka z Poznania. To tak jak barszcz ukraiński jest z Ukrainy, a ryba po gracku z Grecji. ha ha ha

  3. Rene

    Sądzę, że przepis na prawdziwą wuzetke powinien gdzieś być dostępny oficjalnie, może w annalach konkursowych.
    Najlepszą wuzetke można wg mnie zjeść obecnie w znakomitej cukierni z tradycjami „Jarzyna” w podwarszawskim Brwinowie zapijając najlepsza w Warszawie i okolicy kawą (tutejsi barisci to od lat mistrzowie POLSKI, a kawa, niepowtarzalnna mieszanka sprowadzana jest specjalnie z Wloch).

    Jeśli chodzi o prezentowaną wuzetke, to mam uwagi, oprócz tego, że jednak ciasto powinno się nasaczac ponczem i smarować marmoladą to przede wszystkim na wierzchu nie powinna być kuwertura czekoladowa lecz blyszczaca jak lustro pomada cukiernicza czyli gładki, miękki i lśniący lukier, a pod nim również marmolada o kwaśnym smaku, co zdecydowanie przełamuje mdlość bitej śmietany. Podobna rolę pełni dodatek alkoholu.
    Natomiast sama śmietaną i tłusta polewa powoduje, że ciastko jest ciężkie i bez wyrazu, moim zdaniem, oczywiście.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *